Latest Articles

środa, 16 października 2013

Rodzimy się by istnieć. Ważne jest, aby jeszcze żyć. Żyć pełną piersią.

Powinieneś się zatrzymać, złapać oddech, rozejrzeć się i żyć. Tak po prostu.

To jak mam na imię, ile mierzę i czy lubię lody czekoladowe nie ma raczej żadnego znaczenia. Oczywiście mówię tu o znaczeniu tego bloga, jego posiadania i misji, którą za moim pośrednictwem ma wypełniać. Z racji tego, że moja głowa jest przepełniona planami i marzeniami z różnych dziedzin życia, postanowiłam choć trochę się zrealizować. Będę śpiewać, tańczyć, tonąć, wypływać, pić, jeść. Będę żyła całą sobą. Będę pisała, a moje pisanie będzie mną. I to jedyne, co będę tu robiła. Mam cichą nadzieję, że literki zagłuszą ból, smutek, czasem i radość, która przyprawia o mdłości. Mam nadzieję, głośną nadzieję, że te literki was zainspirują, staną się waszą Biblią i będą czymś w rodzaju chleba powszedniego. Mam nadzieję, że ja, nauczę was żyć.
Być może z czasem czytając moje wypociny wypadniesz z codziennej rutyny i zaczniesz na nią inaczej patrzeć. A być może zdarzy się tak, że jeszcze bardziej będziesz nienawidzić poniedziałków.
To nie tak, że jestem z tych ludzi, których nie jest w stanie nic złamać, którzy cały rok są uśmiechnięci w duszy, którzy nigdy nie płaczą, którzy się nie tną i, którzy nie biorą prysznica po dziesięć razy dziennie by zmyć z siebie obrzydlistwa samego siebie. To raczej jest tak, że kiedy nie możesz uratować własnego siebie, zaczynasz ratować cały świat. Albo na odwrót, zaczynasz ratować świat, a kiedy zdajesz sobie sprawę, że to ty potrzebujesz pomocy, jest za późno i giniesz. Zwyczajnie zdychasz we własnych oparach.
Może czytając to wszystko uświadomisz sobie, że jesteś częścią wszechświata i kiedy zdecydujesz się z niego odejść budowla się zawali. Może pomyślisz sobie, że coś znaczysz, cokolwiek. Że choć jesteś ziarenkiem piasku to jesteś częścią tej pustyni. Może zdasz obie sprawę, że jesteś szczęściarzem, bo masz życie, tylko, albo aż tyle.s
Chcę tylko pomóc. Chcę porozmawiać. Chcę zabłysnąć na arenie własnego życia. Chcę być. Chcę wypełnić swoją misję człowieczeństwa. Chcę wiedzieć po co, dla kogo i jak żyję. Chcę. Chcieć znaczy móc.
Zastanawiające co czujesz kiedy się budzisz. Co czujesz, kiedy przegrywasz. Co czujesz, kiedy zdobywasz szczyt. Co czujesz kiedy płaczesz.
Czy jesteśmy w stanie przezwyciężyć wszystkie swoje słabości, by osiągnąć zamierzony cel? Czy my w ogóle do czegoś dążymy i czy ten cel mamy?

Rodzimy się by istnieć. Ważne jest, aby jeszcze żyć. Żyć pełną piersią. 

_________________

Trochę się zmieniło, nieprawdaż?



read more

środa, 19 czerwca 2013

"Chciałam ratować świat, ale najwyraźniej to świat musi ratować mnie..."

"Przy­jaciele są jak ciche anioły, które pod­noszą nas, gdy nasze skrzydła za­pom­niały jak latać."

Jesteś wspaniała, pamiętaj. 

"Wiem, wiem, że nie powinnam tego pisać. Że powinnam zamknąć usta i nie bawić się w pieprzoną psycholog, która skończyła studia, pracuje z takimi ludźmi się zna. Ale.. Nie mogę patrzeć jak się męczysz. Nie mogę patrzeć jak usilnie poszukujesz akceptacji, miłości, zrozumienia niczym powietrza od taflą wody. Bo tego pragniesz. Chciałabyś żeby ktoś Ci powiedział- Jesteś piękna. Ale przecież to słyszysz. Każdego dnia, każdego momentu w twoim życiu. Ale ty chcesz usłyszeć- Jesteś idealna. Nikt nie jest. Nikt. Ideał to pojęcie względne. Dla jednego to oznacza to, dla innego tamto. Ty wcale nie wymiotujesz dlatego, że chcesz się pozbyć tych kalorii, które pochłonęłaś, ale chcesz się pozbyć problemów, braku zrozumienia. Myślisz, że gdy spuścisz w kiblu te resztki jedzenia, spuścisz z nimi swoje zatroskane emocje. Myślisz, że poczucie goryczy wymiocin w ustach stwarza Ciebie wolą. A wcale tak nie jest... Stajesz się powoli niewolnikiem własnego ciała. Zamykasz się na klucz od środka i topisz jedyny ratunek- akceptację. Żyjemy sami, żyjemy tylko my, żyjemy po to, bo dostaliśmy ten dar. Dlaczego pozwalasz komuś kierować tobą niczym marionetką? Dlaczego słuchasz uporczywie głosu, który Ci mówi co masz robić? Dlaczego mu wierzysz? Dlaczego? A wiesz kto jest tym głosem? Co nim jest? Anoreksja. Siedzi tam cicho i się śmieje za każdym twoim powinięciem nogi. Jest, zawsze będzie. Ale przecież chcesz się jej pozbyć... Przecież o tym marzysz. Marzysz o tym? Chcesz tego? Świat Cie potrzebuje. Bóg dał Ci najpiękniejszy dar- życie. Słońce potrzebuje twoich odkrytych nóg, pięknych nóg, nóg, które będą Ci się podobać. Wyrastające źdźbło trawy potrzebuje twojego radosnego uśmiechu, uniesienia twoich delikatnie zaróżowionych warg. Marzy o tym, pragnie tego. Bezbronny wróbel tylko czeka na błysk w twoim oku, który będzie świadczył o tym, że się nie można poddawać, że choć nie znalazł żadnego ziarenka słonecznika i lata ostatkiem sił, to gdzieś ono leży, cały worek ziarenek przeznaczonych dla niego. I, że to nie będzie metą. Że to będzie początkiem pięknej drogi życia. Należy otrzepać kolana po upadku iść dalej. Pewniej. Samemu, pewnym siebie, ukochanym, radosnym, takim pięknym. Potrzebujemy Cię- woła świat, a ty idziesz do łazienki, klękasz i ostatkiem swoich najdroższych emocji pozbywasz się ich naciskając na spłuczkę. A potem patrzysz w lustro i widzisz swoje szaro-bure odbicie i myślisz- jestem teraz szczęśliwa. Ale kiedy wychodzisz i zamykasz za sobą drzwi, tak cicho by nikt nie słyszał co tam robiłaś zdajesz sobie sprawę, że przegrywasz. Za każdym wdechem przegrywasz. A świat dalej woła- Potrzebujemy Cię. Potrzebujemy Cię. Pragniemy twojego uśmiechu. Marzymy o tobie..." 

"Wystarczy, że napiszesz. To bardzo miłe. Dodajesz mi otuchy i wiary. Odpowiedz mi co u ciebie, jestem bardzo ciekawa."

 "Tak po prostu mi przykro. Tak po prostu. Bo nie potrafię Ci pomóc. Bo sama nie miałam lepiej. Sama nie miałam gorzej. Po prostu nie mam, nigdy nie miałam i najpewniej nigdy nie będę miała z mamą kontaktu takiego jak moje koleżanki. Nie jest źle. Ale mi też nigdy nie pokazała nic kobiecego. Ja... ja nawet unikam już rozmów na prywatne tematy z nią.
 Ja po prostu nie zwracałam na to uwagi. nie żebym na sile próbowała mieć wyjebane. Ja naprawdę nie wiedziałam, że kontakty z rodzicami są ważne. Ja pisze pamiętnik. To serio w chuj pomaga. Tylko, że ja chyba nawet nie chce mieć matki. Nie chce jej gadania. Nie chce nic od niej. Nie wiem czemu ci się przyznaje, ale ja po prostu lubię tylko jej hajs, jej wypłatę. Czasem nawet kradnę jej parędziesiąt złotych. Tylko to lubię. Nie lubię jej zamartwiania się. Nie lubię jej wchodzenia do mojego pokoju, kiedy wraca z pracy i pyta, co u mnie słychać. Nie lubię jej dzwonienia do mnie, żeby zapytać, co robię. Nie lubię jej pytań na temat chłopaków. Nie lubię niczego co mi daje. Jej pseudo-miłości nie lubię... Jakże przedziw­nie. Uczu­cia raz niszczą, in­nym ra­zem budują".

 
"Będę z tobą, dopóki, będziesz chciała i dłużej. Nie wstydź się. Nie jesteś gruba. Nawet nie próbuj się głodzić, wymiotować. Nie chcę, abyś przeżywała takie piekło. Pewnie myślisz teraz, że i tak jest beznadziejnie, że nie może być gorzej. Nie potrafię Ci wytłumaczyć, że tak nie jest. Ale wiem, że ty też to czujesz. Może nie teraz, ponieważ okryłaś się smutkiem, złością, bezradnością, ale wiem, że masz nadzieje. Będzie zajebiście. Jesteś silna. Jesteś piękna. Jesteś najlepsza. NAJLEPSZA. I chuj. Przecież to wiesz."


  "Ludzi dzieliłam na tych, którzy mają lepiej i gorzej. Są oczywiście jeszcze zajebiste ideały, którym w życiu dano wszystko: nienaganną urodę, szeroką inteligencję, miliony talentów, bogatych i kochających rodziców. Chciałam tym drugim uświadomić, że nie każdy ma tak dobrze. Wiesz... pragnęłam pomagać. Kiedy Ci pisałam, że jesteś piękna nie zważając na liczby na wadze to naprawdę w to wierzyłam. Byłam pewna, że nie dałabym się wciągnąć w sidła depresji, smutku, ćpania, odchudzania się, cięcia się. Wiedziałam, że jestem na tej ziemi, żeby pomagać, a co za tym idzie -że jestem ogromnie silna, niezwyciężona. Ale z czasem czar prysł. Sama możesz to zaobserwować z naszych rozmów. Zaczęła się walka o własne ciało, zaczęły się pierwsze używki. Niejedzenie mięsa, odstawienie niektórych rzeczy tłumaczyłam jako zdrowy tryb życia, pierwszego papierosa i smak alkoholu, jako niezłą zabawę. Ale z czasem... Teraz. Teraz wiem, że to ta bezsilność. Coraz częściej płakałam, nie wiem czy Ci o tym mówiłam... Darłam się w poduszkę z cichym płaczem bezsilności. Bo taka właśnie jestem. To co, że każdego dnia jestem uśmiechnięta, śmieje się, wychodzę z przyjaciółmi? Nic... Co oni mogą wiedzieć? Nic... Ostatnio jechałam z koleżankami na przejażdżkę rowerami, wiesz co myślałam jak jechałam? "Ale fajnie, schudnę". Co chwila patrzyłam na swoje obolałe nogi i myślałam "Ale będą piękne". To mnie zabija. Życie powoli mnie wykańcza. Ostatnio chciałam wziąć żyletkę i zrobić kilka solidnych cięć na nodze. Ale się bałam.. Bałam się, że kiedy odsłonie swoje okropne nogi, z uwagi na upały, jakie teraz przybyły do Polski, ktoś zobaczy niezagojone rany. Bałam się, że będzie bolało. A jednak tak bardzo chciałam to zrobić. I nie mogę obiecać, że któregoś dnia, nie wezmę żyletki i nie zatańczę nią na obrzydliwym, wrośniętym we mnie, fałdzie skóry. Będę miała czerwony pasek, jak zwykle. Rzygam już tym. Szkoła, dom, nauka, sen... Teraz przestałam już chodzić. Wstaję około 10.30,tak fajnie kręci mi się w głowie. Niczym po małej dawce morfiny. Tak przynajmniej sądzę, bo nigdy majka nie pływała w mojej krwi. Kiedyś chciałam chodzić do szpitali, wspierać na duchu innych kiedyś chciałam pomagać każdemu komu się dało. Teraz... Teraz chciałabym umieć pomóc sobie. Jestem taką pieprzoną egoistką. Taką pseudo katoliczką. Obrzydliwie zakłamaną córką. Jestem okropnym człowiekiem. Nic sobą nie oferuję. Nic... Ale już tyle o mnie, kochana. Przepraszam, jeszcze raz przepraszam. To ja miałam pomagać wstawać, a sama upadłam... Opowiedz mi co u Ciebie, jak tam? Jakieś problemu, wzloty, upadki? Napisz wszystko. Chętnie poczytam. Całuję Cię gorąco i smutno."


"Pada. Jestem chora. Rzygam już łóżkiem i telewizorem. Chcę wakacje. Wiesz o co się codziennie modlę? O przyjaciela... Tak bardzo tego potrzebuję. Chciałam ratować świat, ale najwyraźniej to świat musi ratować mnie..."


"Długo zastanawiałam się co ci napisać, szczególnie, że nie wiedziałam czy w ogóle chcesz czytać jakieś zdania napisane przeze mnie. Czego bym ci nie napisała, żałuje, że nie umiem ci pomóc tym. Ale zrób coś dla mnie, dobrze ? Nie poddawaj się. Tak, jest to do chuja trudne, ale nic innego nie umiem ci zaoferować. Wiem, że sobie poradzisz. Wierzę w Ciebie. Może już jest lepiej? Łatwiej by mi było gdybym wiedziała, czy coś się zmieniło przez te parę dni. Spójrz na swoje życie z dystansu. Jest pojebane, pokręcone, jak u każdego. Ale wiesz jakie jest jeszcze? Piękne. Cudowne. Ciekawe. Ze wspaniałą przyszłością, na którą zasłużyłaś. Ze wspaniałym jutrem. Ze wspaniałym czerwcem, lipcem, całym kolejnym rokiem oraz resztą życia. Ale nie poddawaj się. Żyj tak, aby niczego nie żałować. Wiem, że to nie Twoja wina, że tak się dzieje. Chcę ci uświadomić, że nie jesteś samotna. Jesteś ważna. Bardzo. I nie tylko dla mnie. Ty wiesz najlepiej dla kogo. Oni są z Tobą. Nawet jeśli tego nie widać."


"Będę miała piękny, ogromny dom i duże podwórko. Jedną córkę, albo córkę i syna w wieku podstawówki. Syn będzie starszy, oczywiście.  Będę mieszkała w Polsce. W domu będzie miło i będę moim dzieciom pozwalać na wiele, lecz bez przesady by nie były rozpieszczone. Będą się dobrze uczyły. Moja kariera stomatologiczno-prawnicza będzie szła w coraz lepszym kierunku. To mniej więcej tak... Takie dziecinne marzenia, ale postaram się by przynajmniej w połowie tak to wyglądało."


 "Tak. Wymiotuję , głodzę się. Staram się to robić rzadziej. Wychodzi. Nawet..."
  

"Zjesz, jutro zjesz." 


"Potrzebuję Cię. Pragnę, byś tu była. Byś mi powiedziała, że wszystko będzie dobrze. Jestem taka samotna... Taka smutna... Pomóż mi."


~Fragmenty rozmów dwóch dziewczyn, których przyjaźń i pomoc powstała dzięki Internetowi.

Nawet nie wiesz kiedy mijasz śmierć. Nawet nie wiesz kiedy mijasz depresję. Nawet nie wiesz kiedy mijasz anoreksję. Nawet nie wiesz kiedy mijasz smutek. Przecież one dokładnie wiedzą jak się maskować...
 
 "Świat jest głuchy na Twoje łzy i łkanie"


Zuza, 14 lat. Gośka, 15 lat.

read more

piątek, 1 marca 2013

W imię miłości

Sezamki. Takie zwykłe. Normalnie. Najtańsze. Ale smakują wyśmienicie. Choć... Po trzeciej paczce robi się nieswojo w moim żołądku.
Miłość.Taka zwykła. Normalna. Bezcenna. Ale smakuje wyśmienicie. Choć... Po trzecim rzuconym "pedały, lesby, zboczeńcy", robi się nieswojo w ich sercach. ~
Świat jest niesprawiedliwy. Ludzie są niesprawiedliwi. Większość z nich. Ostre słowa raniące niczym żyletka poruszająca się po naszych dłoniach, drążą rany niezwykle głęboko. Pozostawiają bruzdy w naszym sercu. Zazwyczaj już do końca. Do ostatniego oddechu. Do ostatniego błysku w oku. Do ostatniego pocałunku...
Kocham. Kocham, bo jestem skazana na miłość. Miłość bezbarwną, flegmatyczną, nudną, nawet nie namiętną. Taką poniżej normy. Niechcianą. Gdzieś wyrzuconą po kątach. Ale w końcu taką, która można pokazać. Przedstawić. Nie wstydzić się. A nawet można być z niej dumnym. To co, że w środku wszystko nas dusi, tracimy oddech. Zapominamy czym jest miłość. Jak to jest kochać. Uczymy się za to niewolnictwa i zatracania się w klatce pod nazwą "tylko związek kobiety i mężczyzny to miłość".
"Idę ulicą. Taką zwykła. Maszeruję po szarym chodniku rozglądając się wokół. Nikogo nie ma. Przechodząc obok sklepów mijam nowo wywieszone tablice "promocja...". I nagle skręcając w jedną z ulic, zauważam miłość. Idzie powoli, szepcząc do swoich uszu. Radośnie się porusza trzymając swoje, okryte w rękawiczkach dłonie. Idzie on, a obok idzie ona. I wydaje się, że rozumieją się bez słów. Bez grama wypowiedzianych zdań. Wystarczą jedynie zwężone od słońca źrenice i uśmiech odkrywający białe, lśniące zęby. Wystarczy tylko to bym poznała, że naprzeciwko mnie idzie dumnie miłość. Ale zaraz potem schylam głowę. Zaczynam liczyć guziki od swojego nowego płaszcza i następnie podnoszę twarz zagryzając dolną wargę. Nikogo nie ma. Lecz zaraz widzę dwóch chłopców. Śmieją się, rozmawiają. Wykonują różne śmieszne miny, przez które i ja wybucham śmiechem. Wkładają ręce do kieszeń, kiedy rozmowa staje się nieco spokojniejsza. Po ruchach ich klatek piersiowych zauważam, że ich oddechy się wyrównują. Mimo wszystko są głębokie, zupełnie tak jakby chcieli swoim wdechem wciągnąć do środka wszystko co dobre, potrzebne. Nie mam wątpliwości, że przede mną idzie przyjaźń. Ale moje przekonanie pęka niczym bańka mydlana, gdy oboje wchodzą do jednej z wąskich uliczek. Rozglądają się uważnie, po czym na ich twarz znów zaczyna gościć uśmiech. Tym razem delikatny, smukły. Upewniają, że nikogo nie ma. Ja jedynie idę z nieco opuszczoną głową. Tylko ja. W tamtym momencie muskają swoje palce i splatają swoje dłonie. On opiera głowę na jego ramieniu. I wtedy jestem już pewna, że widzę miłość."

Ja: Kiedy zdałeś sobie sprawę, że jesteś gejem?
Krzyś: W gimnazjum gdy nie mogłem oderwać wzroku od przystojnych chłopaków. Jednak zaakceptowałem samego siebie jakieś 6 miesięcy temu. 
J: Nie potrafiłeś pojąć, że możesz być innej orientacji?
K: Tak, nie potrafiłem. Być może dlatego, że wcześniej uważałem, że bycie gejem jest czymś wstydliwym, niezgodnym z religią jaką wyznaję (katolicyzm). Geje są prześladowani, całe życie pod górkę... Powodowem dla którego nie potrafiłem zaakceptować siebie byli także rodzice, a szczególnie tata, który jest strasznym homofobem. Znajomi też nie są przychylni homoseksualizmowi. Bardzo lubię dzieci i zawsze marzyłem o własnej rodzinie i dzieciach. To wszystko stawało na przeszkodzie by zaakceptować siebie.
J: Dusiłeś to w sobie?
K: Nie ujawniłem swojej orientacji. Wie o niej niewiele osób. Publicznie dokonam coming out'u dopiero na studiach. Teraz nie miałbym życia.
J: Kto, a może co spowodowało, że w końcu siebie zaakceptowałeś?
K: Pewnego dnia obudziłem się i stwierdziłem, że tak dalej być nie może, muszę zaakceptować samego siebie bo moje życie jest bezsensu, jestem nieszczęśliwy. Pogodziłem się w kwestii orientacji, kościoła i tym jak moje życie będzie wyglądało w przyszłości. Przestałem się przejmować, co pomyślą inni i czy mnie zaakceptują. Wolę być sobą niż kogoś udawać.
J: Powiedziałeś rodzicom? Komukolwiek z rodziny?
K: Tylko brat wie. Rodzice nie. I na pewno prędko się nie dowiedzą, chyba,  że ktoś im powie np. brat.
J: Masz do niego pełne zaufanie?
K: Nie, nie powiedziałem mu. Sam się domyślił.
J: Akceptuje to czy potępia?
K: Potępia, jednak trzyma język za zębami. Nieraz wymsknie mu się "pedałek".
J: Jesteś z kimś obecnie?
K: Można tak powiedzieć. Jesteśmy na etapie "najlepsi przyjaciele". Jednak jest to przyjaźń internetowa piszemy bardzo dużo. Chcemy się spotkać.
J: Wierzysz, że to może się udać?
K: Myślę że tak. Ewentualnie będziemy przyjaciółmi. Niczego sobie nie obiecujemy.
J: A czy kiedykolwiek byłeś w związku z mężczyzną? Realnie.  
K: Tak, ale nie chciałbym o tym mówić.
J: Zależało mi tylko na tym abyś powiedział co to za uczucie kochać.
K: Każdy odczuwa to uczucie inaczej. Ja nie zaznałem pełnej miłości więc nie wiem jak to opisać.
J: W przyszłości jako, że w Polsce takie związki nie muszą być zalegalizowane chciałbyś wyjechać? 
K: Coraz bardziej Polska zmierza do legalizacji związków partnerskich. Taki związek jest wystarczający. Jednak mój najlepszy przyjaciel chce wyjechać do Wielkiej Brytanii. Ja osobiście wolałbym do Kanady, Niemiec albo Holandii.
J: Marzysz o tym, że kiedyś stworzycie związek?
K: Oczywiście.
J: Wspominałeś także o tym, że kochasz dzieci. Chciałbyś kiedyś stworzyć dom dla nich wraz ze swoim partnerem? 
K: Raczej nie, ponieważ nie chcę by były prześladowane ze względu na to, że ich ojcowie są gejami.
J: Czy ktokolwiek cieszy się z twojego szczęścia?
K: Na chwilę obecną nie.
J: Masz przyjaciół?
K: Mam bardzo fajną przyjaciółkę i zamierzam jej w najbliższym czasie powiedzieć o swojej orientacji.
J: Myślisz, że się domyśla? A, no i powiedz czy to prawda, ze geje znacznie lepiej dogadują się z kobietami. 
K: Możliwe, że się domyśla. Tak to prawda, geje znacznie lepiej dogadują się z kobietami. Mam bardzo dużo koleżanek.
J: Jak myślisz - jak zareagują rodzice?  
K: Tata mnie znienawidzi, a mama będzie trzymała mnie na dystans.
J: Potrzebujesz ich?
K: Mamę tak . Z tatą nigdy się nie dogadywałem więc... Jeśli w przyszłości będę miał chłopaka, którego bardzo pokocham ze wzajemnością, to jakoś pogodzę fakt, że rodzice mnie nie akceptują takim jakim jestem.
J: Czego mam Ci życzyć?
K: Odnalezienia drugiej połówki.

To przykre, smutne i szare, gdy najbliższe Ci osoby odtrącają, odpychają, bo nie spełniasz ich oczekiwać. To przykre, gdy wyśmiewają innych, nie wiedząc, że ty jesteś taki sam. To przykre, gdy szklanka wypełniona twoim zaufaniem do nich nagle się rozbija i ląduje na ziemi. To tak zwyczajnie przykre, gdy rodzice nie akceptują własnych, najdroższych dzieci.

Krzyś. 17 lat. Wytrwały. Smutny. Kochający. Czuły. Niezwykły. Gej.

Codziennie mijamy. Codziennie płaczemy. Codziennie krwawimy. Od środka. Marzymy by zabłysnąć, ujrzeć coś lepszego, pełnego entuzjazmu zrozumienia. Przecieramy oczy rano myśląc, że będzie lepiej. Że w końcu zrozumieją. Pokochają. Przytulą. Ale kiedy staniemy na miękkim, purpurowym dywanie zdajemy sobie sprawę, że on się nie zmienił, że oni także się zmienili...

Ja: Kiedy zdałaś sobie sprawę, że czujesz pociąg do kobiet?
Mezmer: Hmm... Jakoś dwa lata temu. Miałam wtedy 14 lat, w zasadzie 13, bo nie skończone.
J: Ktoś Cię do tego naprowadził? Jakieś wydarzenie to pogłębiło?
M: Pewna dziewczyna, której teraz nienawidzę. Dzięki mojej ukochanej jestem w 100% pewna, że jestem homoseksualna.
J: Długo jesteście razem?
M: Osiem miesięcy z kawałkiem. Powoli zbliża się dziewiąty miesiąc.
J: A jak to się zaczęło?
M: Poznałyśmy się na portalu społecznościowym w pewnej grupie, miałyśmy identyczny pogląd. W pewnym momencie zaczęłyśmy pisać ze sobą coraz częściej i częściej, pojawiło się zauroczenie, a potem miłość. Miesiąc-dwa po zakochaniu zdecydowałyśmy się na bycie parą.
J: Ogłosiłyście światu oficjalnie, że jesteście razem?    
M: Od niej wiedzą tylko jej bliżsi znajomi, ode mnie sporo osób wie.
J: A rodzice?    
M: Nie, są strasznymi homofobami.
J: Chciałabyś im kiedyś powiedzieć?
M: Tak, ale się boję.
J: Lesbijki kochają tak samo?
M: Oczywiście. Czym my się różnimy od osób heteroseksualnych i biseksualnych? Od hetero tym, że wolimy swoją płeć, a od biseksualnych tym, że nie pociąga nas płeć przeciwna.
J: Czy nie wstydzisz się okazywać swoich uczuć? 
M: Nie, nie widzę problemu, by publicznie przytulać i trzymać za rękę moją dziewczynę, jednakże obie mamy kulturę osobistą i nie robimy nic więcej wśród innych osób.
J: Myślisz, że to ta dziewczyna "na całe życie"?
M: Tak. Od praktycznie samego początku mamy plany na wyjazd z państwa do Stanów i wzięcie tam ślubu.
J: Plany możliwe do zrealizowania?
M: Zależy od tego, jak to będzie. Mam w planach studiować medycynę, co może znacznie opóźnić wyjazd.
J: Gdyby była możliwość ślubu w Polsce, zostałybyście? 
M: Nie sądzę, że zostałybyśmy, ponieważ moja rodzina jakby się dowiedziała to próbowała by zniszczyć nasz związek.
J: Czy chciałabyś kiedyś wychowywać razem z nią dzieci?
M: Obie nienawidzimy dzieci, ale osobiście uważam, że pary jednopłciowe powinny mieć prawo do adopcji dziecka.
J: Jesteś gotowa zostawić rodzinę dla niej?
M: Oczywiście, że tak. Oni nic dla mnie nie znaczą  
J: Matka, która dała Ci życie nic dla Ciebie nie znaczy? 
M: Pobili mnie dwukrotnie. Nie mam do nich zaufania, sami się do tego przyczynili.
J: A czy twoja dziewczyna jest gotowa poświęcić rodzinę dla tego związku?
M: Nie rozmawiałam z nią o tym jeszcze, ale po rozmowach o wyjeździe widać, że z chęcią by się od nich uwolniła.  
J: Uwolniła w imię nowego życia?
M: W imię miłości.

Mezmer. 16 lat. Pewna siebie. Kochająca. Ambitna. Zraniona. Lesbijka.

Czasem szukamy jej niczym powietrza pod wodą. Pragniemy zupełnie tak jak płynów na pustyni. Marzymy identycznie jak przed snem. Ale ona pojawia się niespodziewanie. Delikatnie kuje. Początkowo przeszkadza, uwiera. Potem rozkwita. Pokazuje jaka jest piękna i skryta. Uśmiecha się delikatnie unosząc kąciki ust. Boi się, trzęsie. Ale nie ukryjemy jej pod szafą, w łóżku... Jest zbyt silna, zbyt duża by tam się zmieścić. Ale nawet cały wszechświat nie jest w stanie jej ukryć. Ona jest zbyt sprytna, by tak łatwo odejść. Taka właśnie jest miłość. Miłość łącząca kobietę i mężczyznę, kobietę i kobietę, mężczyznę i mężczyznę.


~"Każdy inny, wszyscy równi."

  
read more

wtorek, 12 lutego 2013

Chuda, chudsza, najchudsza.

Myślałam, że ta rozmowa będzie czymś naturalnym. W końcu nie spotykam się z tym tematem po raz pierwszy. TYM- delikatnym, wciąż krwawiącym , tak kruchym i chudym. Nie zdawałam sobie sprawy, ze czytanie o tym problemie spowoduje ciarki na moim ciele, łzy w oczach.. Nie myślałam, że te osoby mnie w taki sposób zahipnotyzują swoimi historiami. Mimo, że każdą łączy jeden problem to mają na niego zupełnie inny wpływ, inaczej z nim sobie radzą, nie radzą. I to właśnie spowodowało, że zamieszczę wszystkie 3 rozmowy. Literka za literką, łza za łzą...
Czarna kreska na kartce papieru, wbijająca swój rysik idealnie w białe płótno. Chowająca się cicho choroba, grasująca cicho w naszym wnętrzu. Jedno po drugim niszcząca wszystko co piękne, dobre. Pochłaniająca nasz czas, który przecież jest abstrakcja, chwilą ulotną. A jakże piękną. i w jednym momencie zostaje złamana, niczym lód pod naszymi stopami w radosny, słoneczny, lutowy poranek. Aż w końcu nasze ciało ogarnia chłód, dreszcze. Przestajemy nad nim panować. Oddajemy się woni, woni piekła. Chytrego, bezwzględnego pozbawionego jakichkolwiek skrupułów. A najgorsze jest to, że nie zdajemy sobie sprawy jak wiele nam zabiera...

Ja: Kiedy zapragnęłaś schudnąć?
Zuza: Ponad pół roku temu, a dokładnie 29 czerwca. Pamiętam, bo to był pierwszy dzień wakacji... Znaczy już około 1-2 tygodnie temu planowałam schudnąć i jadłam troszeczkę zdrowiej, ale odchudzaniem tego nazwać nie można.
J: Z powodu nadwagi, trendów, widoku modelek?
Z: Raczej nie wzorowałam się na modelkach. Gruba też nie byłam, ale miałam leciutką nadwagę, niby nie było tego prawie widać, ale na wakacjach chciałam być chudsza od mojej kuzynki (która jest chuda z natury i zawsze ze sobą rywalizowałyśmy), poza tym wokół mnie były prawie same dość szczupłe dziewczyny.
J: Zaczęły się głodówki, katowanie się ćwiczeniami?
Z:  Zaczęło się w sumie od tego, że zapomniałam zjeść śniadania i poszłam na dwór z koleżanką. Na obiad też nie miałam ochoty. Po powrocie do domu weszłam na wagę i miałam około 0,5 kg mniej. Uznałam, że takie "nie jedzenie" to świetny sposób na schudnięcie. Więc przez miesiąc wakacji nie jadłam nic, albo czasem tylko śniadania i schudłam chyba 8-9 kg. Potem pojechałam do cioci i tam przytyłam 2 kg. Byłam taka załamana że poprosiłam rodziców o rowerek treningowy. Kupili mi go. Na zmianę głodziłam się i jeździłam. Schudłam te 2 kg. Potem w szkole wszyscy mi mówili że bardzo schudłam. Podobało mi się to i zamierzałam schudnąć jeszcze 5 kg. Zaczęły się głodówki, chodzenie na siłownie, próbowałam nawet wymiotować, ale mi się nie udawało, więc brałam środki na przeczyszczenie.
J: Rodzice niczego nie zauważali? Nie widzieli jak z każdym dniem chudniesz, jak się katujesz?
Z:  Wiedzieli, że się odchudzam, ale na początku ich to nie obchodziło. Po jakimś czasie myśleli, że jem normalnie i ćwiczę, dlatego chudnę. A ja tylko udawałam przed nimi, że jem żeby się nie czepiali. Potem już się trochę zaniepokoili, bo podczas wyjazdu na urodziny wujka nie chciałam nic jeść, zapytali czemu, a ja mówiłam że nie jestem głodna, chyba już wtedy wiedzieli, że coś jest nie tak... Zapytali ile waże i zabronili mi schudnąć. Chyba już wtedy podejrzewali że mam anoreksję. Ale ja ich nie posłuchałam i ciągle się odchudzałam.
J: Rozmawiali z tobą? Pytali o problemy? Miałaś w nich poczucie wsparcia?
Z:  Niby rozmawiali, ale nie rozumieli jakie to dla mnie trudne. Strasznie szybko tyłam (metabolizm mi się spowolnił przez głodówki). Mówili że przesadzam, że gadam głupoty i takie tam. Że muszę zacząć jeść normalnie. Szczególnie dlatego że byłam osłabiona i nerwowa.
J: Nie mogłaś nikomu się porządnie wygadać i wypłakać?
Z:  Właśnie nie.. Rodzice i rodzina mnie nie rozumiała. Wstydziłam się o tym powiedzieć przyjaciółce i było mi głupio pójść z tym do pedagoga, albo kogoś takiego. Płakałam w samotności, nienawidziłam siebie, ale tylko ja siebie rozumiałam.
J: Nie czułaś, że masz problem?
Z:  Nie... wiedziałam, co to anoreksja i anorektyczki, ale myślałam że nad wszystkim panuje, że mi to nie grozi i mogę zacząć jeść normalnie jeśli zechce. Dopiero teraz, zrozumiałam, że naprawdę coś było nie tak, że jednak byłam anorektyczką, może nie zaawansowaną, ale byłam.
J: Byłaś? Skończyłaś z tym?
Z: Niezupełnie, od dwóch tygodni rodzice kazali mi natychmiast przytyć, bo jak nie to miałam trafić do szpitala. W sumie to nawet trochę tego chciałam. Myślałam, że tam będzie ktoś kto mnie zrozumie, ale postanowiłam, że nie chce wyjeżdżać, że chce zostać ze znajomymi. Przytyłam. Nie było łatwo, bo po każdej cyferce na wadze miałam ochotę się pociąć, albo gorzej... Niby jest okej, ale myślę że z moją psychiką już zawsze będzie coś nie tak. Znowu chcę schudnąć. Znowu chce przejść na głodówki, chociaż wiem, że to zły sposób. Ale, co by mi powiedzieli i tak wiem , że schudnę. Poprzez głodzenie się stracę 5-10 kg. Choćby nie wiem, co mi groziło, nie potrafię tak żyć. Żyć normalnie, nie martwiąc się o wagę, albo chudnąć poprzez diety. Może niektórzy z tego wychodzą, może ja też wyjdę. Ale wątpię.
J: Chciałabyś umrzeć, żeby uwolnić się od sideł choroby?
Z: Czasami nawet bardzo. Przyznam, że mam myśli samobójcze. Ale nie potrafiłabym chyba tego zrobić. Pomimo tej cholernej choroby, chce żyć, dla mojej rodziny...
J: Kochasz ich miłością idealną?
Z: Tak, chociaż doprowadzali mnie do szału.. Może też jestem przewrażliwiona przez tą chorobę psychiczną... Ale są dla mnie wszystkim. Troszczą się o mnie, mimo że nie zawsze jestem w stanie to docenić i mam ich dość. Lepszej rodziny nie mogłabym mieć.
J: Kiedy patrzysz na siebie w lustrze, co myślisz?
Z:  A to właśnie dziwne, a może i normalne w anoreksji. Im mniej ważę tym wydaje się, że jestem grubsza. Znaczy.. po ciuchach widzę, że na odwrót. Ale w lustrze masakra.
J: Płaczesz, gdy na siebie patrzysz?
Z: Nie, tylko wyklinam. Płaczę raczej, jak myślę że schudłam. Patrzę na wagę, a ona stoi albo... idzie w górę.
J: Myślisz, że jest złoty środek na anorekcję?
Z: Jako anorektyczka sadzę, że nie. Chyba, że jakiś dobry szpital lub psychiatra. Nie wiem, bo tego nie próbowałam. Niby wszyscy piszą takie bzdury jak "wystarczy zaakceptować siebie" albo "wmawiać sobie że chude nie są piękne", ale będąc anorektyczką takie brednie nie pomogą... Wtedy i tak wiesz swoje i żadne próby samoakceptacji nie są w stanie cię skłonić do przytycia.
J: A gdyby miłośc twojego życia powiedziałby Ci :zrób coś dla mnie-przytyj.
Z: Myślę że to by pomogło, ale musiałabym go na serio kochać, albo być bardzo zauroczona, bo inaczej taki tekst chyba by nie przeszedł. Ale ja z natury jestem bardzo kochliwa i romantyczna, więc dla mojej miłości zrobiłabym chyba wszystko.
J: Wierzysz w Boga?
Z: Wierzę. Aczkolwiek nie jestem jakaś bardzo pobożna. Rzadko się modlę, tak z własnej woli to chyba raz na rok jak mam jakąś 'sprawę'. i mam też pewne wątpliwości co do jego istnienia, ale katoliczką jestem.
J: A zdajesz sobie sprawę z tego, że on jest tą twoją miłością, która mówi: zrób coś dla mnie- przytyj.

To w jaki sposób i z kim rozmawiasz zależy od dwóch czynników: Ciebie i tej osoby.  A to czy ją widzisz, czujesz jej zapach zależy tylko od twojego serca. Zawsze będziesz ją czuł, jeżeli tylko tego pragniesz. Bo nie przypadkiem na naszym ciele pojawiają się ciarki. Nie przypadkiem czujemy jak okrywa nas ciepły płaszcz słodyczy. Bo nie przypadkiem przymykamy oczy i marzymy o spotkaniu z tą jedyną, niezastąpioną przyjaźnią, miłością... Bo nie przypadkiem z całych siły próbujemy ją zobaczyć. A zapominamy wtedy, że "najważniejsze jest niewidoczne dla oczu, dobrze widzi się tylko sercem". I to nim kierujmy się całe życie. Pragnieniami, miłościami, pasjami, marzeniami i sercem. Podczas upadku przetrzyjmy zdarte kolana, zaciśnijmy zęby, a następnie idźmy dalej. Prostą, długą drogą, która zawiera liczne doliny, góry. Idźmy drogą nieidealną, ale wspaniałą i niezapomnianą. Idźmy drogą zwaną życiem...

Ja: Kiedy zapragnęłaś schudnąć?
Wiktoria: Byłam w 6 klasie podstawówki, wtedy wszystko się zaczęło.
J: Podglądałaś chude modelki, a może podążałaś za kolejną dietą, która gwarantowała zmianę życia na lepsze, zdrowsze...?
W: Właściwie to trochę jedno i drugie. Wtedy już zaczęłam oglądać wychudzone wręcz modelki i przeszłam na dietę, aczkolwiek nie zdrową tylko zaczęłam od razu od głodówek.
J: Rodzice widzieli?
W: Na początku nie, starannie to ukrywałam, lecz później przedstawiałam to w takim świetle, że to popierali. Z reszta moja mama często mi mówiła, że powinnam się odchudzać, a jest też zapracowana, wiec mało zauważała.
J: A potrzebowałaś tego zrozumienia? Chciałaś w pewien sposób zwrócić na siebie uwagę, by zostawiła pracę, a choć przez chwilę z tobą porozmawiała?
W: No oczywiście, że tak. Byłam w wieku dorastania, a na dodatek miałam problemy z rówieśnikami. Potrzebowałam jej, a ona była zbyt zajęta. Czułam się jakbym nie miała mamy..
J: Zaczęłaś się katować głodówkami, nadmiernie ćwiczyłaś... Nie zabrakło silnej woli?
W: Na początku byłam słaba, to fakt, ale z czasem miałam coraz więcej siły. Oczywiście kilka razy w siebie zwątpiłam do tego czasu.
J: Cieszyłaś się kiedy licznik na wadze coraz to bardziej się zmniejszał?
W: Miałam z tym straszne problemy, nie łatwo było mi chudnąć, musiałam cieszyć się z tego, że chudłam kilkadziesiąt deko, a nie kilogramów.
J: Płakałaś?
W: Tak, bardzo często, każdej nocy, bo nie chudłam, mimo wszelkich starań.
J: Ale w końcu musiało się coś stać, że odchudzanie przynosiło efekty.
W: Od rozpoczęcia odchudzania schudłam raptem 4kg. Moja choroba jest głownie w psychice, z wyglądu nie przypominam kogoś chorego, przynajmniej moim zdaniem.
J: Kiedy uświadomiłaś sobie, że masz problem nie zaczęłaś szukać pomocy?
W: Na początku nie, przez ponad dwa lata tłumiłam to w sobie. Koleżanki chciały mnie wydać. Na początku trzeciej gimnazjum dowiedziała się o tym szkolna psycholog i rodzice, dwa miesiące temu trafiłam do ośrodka z powodu depresji, nerwicy i fobii, tam wykryli mi również anoreksję. Jednak nie chcę nadal pomocy.
J: Uważasz, że nad wszystkim panujesz?
W: Szczerze mówiąc na co dzień tak, wydaje mi się że mam pełną kontrolę, jednak są dni, w których coś mnie dopada, że ćwiczę do wyczerpania i okaleczam się, po spróbowaniu zjedzenia czegokolwiek.
J: Więc dlaczego nie chcesz złapać tej pomocnej dłoni?
Z: Ponieważ nie uważam ze potrzebuje pomocy i nadal chce koniecznie schudnąć, do upragnionej wagi.
J: Kiedy stoisz przed lustrem to co myślisz, co czujesz? Nienawidzisz siebie?
W: Nienawidzę to mało powiedziane, mam wręcz mdłości od tego jak wyglądam. Widzę sam tłuszcz, ohydną, grubą dziewczynę. To bardzo odrażający widok, nienawidzę tego.
J: Spotykasz się z przyjaciółmi, wychodzi gdzieś? Czy jednak odcinasz się od wszystkiego, bo przeraża Cię  co pomyślą inni?
W: Na początku było wszystko normalnie, nadal spotykałam się ze znajomymi, lubiłam towarzystwo. Jednak w końcu to się skomplikowało, zaczęłam oddalać się od ludzi. Bałam się ich oceny, myślałam, że każdy kto na mnie spojrzy, myśli, że jestem tłusta, brzydka. Wtedy był moment, w którym się odcięłam. Przestałam spotykać się ze znajomymi i polubiłam samotność.
J: Mama nadal nie zauważa problemu, który narasta?
W: Zauważa wszystkie inne moje problemy psychiczne, ale anoreksji się obawia i odtrąca myśli, że mogła mnie dopaść. Nie zwraca na to uwagi.
J: Obwiniasz ją o chorobę?
W: Nie, są osoby które trochę obwiniam, ale mama do nich nie należy.
J: O czym marzysz?
W: O schudnięciu 5kg i o byciu modelką, to moje największe marzenie.
J: To będzie tylko 5 kg? Czy raczej teraz 5 kg, potem kolejne 5 i tak w kółko?
W: Możliwe, także na początek 5kg. Mogę tak chudnąć w kółko, im mniej tym lepiej.Oczywiście im mniej ważę tym lepiej.
J: To wszystko co Cię otacza, nie kusi?
W: Czasem kusi, jednak jestem juz silna i nie ulegam łatwo.
J: A co się dzieje, gdy jednak ulegniesz?
W: W ruch idzie żyletka, ranie się, aby się ukarać. Poza tym ćwiczę do upadłego, aby wszystko spalić. Następnego dnia mam głodówkę. Czasem wymiotuje lub się przeczyszczam. Ogólnie karam się w jakikolwiek sposób.
J: Masz świadomość, że możesz umrzeć?
W: Tak i ciągle myślę sobie, że jeżeli mam leżeć pod kroplówka lub w trumnie, a będę przy tym piękna, to mi to pasuje.
J: Nie chcesz jeszcze "trochę" pożyć?
W: Chcę, ale chudnięcie jest na pierwszym miejscu.

Jedno odbicie serca, kopnięcie... Od samego początku w ciepłym, przytulnym choć jakże ciasnym miejscu. Zwinięty w kłębek ssąc kciuka słysząc wszystko, czując każdy gest, każde uniesienie, upadek, zderzenie, a nawet delikatnie i miłe pogłaskanie dłonią. Potem po trudnych i jakże ciężkich narodzinach jest ta nagroda. Spoczywa na piersi, płacze i krzyczy przeraźliwie, ale matka słyszy w tym okrzyk radości. Tyle, że potem owoc miłości,stąpając po ziemi ciemnej, pełnej tajemnic popełnia najdrobniejsze błędy. Drąży dół, z którego nikt nie chce go wyciągnąć. Nawet nie próbuje podać gładkiej, tak dobrze znanej nam dłoni, bo... Są inne sprawy. Kariera, która stoi na pierwszym miejscu, spotkania z przyjaciółmi, a na koniec odpoczynek. I zapomina się, że za ścianą, skulony ponownie w kłębek jak kiedyś w brzuchu pod sercem, tym razem z bezsilności, siedzi dziecko. Cały czas to samo. Być może przestało mówić, ale tylko dlatego, że przestało byś słuchane. Być może stało się ciche i skryte, ale tylko dlatego, że nie ma przed kim się otworzyć. Być może stało się obojętne, ale tylko dlatego, że nie zwracano na nie uwagi. Jego problemy są także problemami całego świata. Każdego. Tylko, że nikt tego zauważać nie będzie. Ale jedna, dwie osoby powinny to widzieć, czuć od samego początku. Rodzice. Mama i tata, którzy są największa miłością. Tylko czy starają się być nią do końca życia...?

Ja: Dlaczego postanowiłaś się odchudzać?
Anna: Ech, nie lubię gdy ktoś tak na pierwszy ogień przechodzi jakby do sedna. Istnieje wiele innych powodów anoreksji, o których niestety ludzie zapominają...
J: A co takiego pomijamy?
A: To, że anoreksja nie musi (pomimo, że w większości przypadków tak jest) zaczynać się od odchudzania. Zacznę od początku. To działo się mniej-więcej dwa lata temu o tej porze. Rozpoczynał się post. (święta wielkanocne). W mojej katolickiej rodzinie jest zwyczaj ustanawiania sobie jakiś postanowień na ten okres czasu. Na przykład mama przestaje piec ciasta i kupować inne tego typu rarytasy. Ja również postanowiłam tego na ten czas nie jeść. Potrafiłam co drugi dzień zjadać z kilogram smażonych frytek. Nie byłam nigdy zbyt gruba, ale pomyślałam, że "przy okazji" takiej 40-dniowej diety (z racji postu) może coś schudnę, bo czułam, że to był właśnie taki moment, kiedy zaczynałam tyć w niektórych miejscach. Przestałam jeść to co uznałam za "smakołyki" . Wkrótce moja dieta przyjęła inną formę. Nie było to zwykłe wyrzeczenie się pod kątem religii. Zaczęłam interesować się wszystkim co związane z jedzeniem. Trafiłam też na blogi odchudzających się dziewczyn. No i tak wpadłam...
J: Kiedy przyszedł moment, gdy zaczęły się głodówki, katowanie się ćwiczeniami? A może ich tak na prawdę walce nie było?
A: Trafiłam w Internecie na grupę (blogi, fora) dziewczyn, od których dowiedziałam się wiele "cennych" rzeczy. Na początku wręcz przeraziłam się widząc zdjęcia, które tam wklejały - dziewczyny na nich zamieszczone były wychudzone, miały sine ciała z wystającymi żyłami. To był bodziec, który dał mi do zrozumienia, że tak naprawdę jestem gruba i powinnam się tego przy nich wstydzić. Wiem od nich, że jadły bardzo mało, a bardzo dużo ćwiczyły. Zaczęłam robić to samo. Coraz bardziej i bardziej. Na początku z przymusu samej siebie, później ze strachu już nie potrafiłam inaczej.
J: Szybko zauważałaś efekty?
A: Szczerze powiedziawszy bardziej zauważyli to inni ludzie, niż ja sama. Dla samej siebie byłam cały czas taka sama, później zaczęłam uważać, że coraz grubsza, pomimo tego, że tak naprawdę ważyłam coraz mniej.
J: Rodzice zaczęli widzieć, że stosujesz dietę, ćwiczysz?
A: Widzieli, że moje odżywianie się zmieniło, ale miałam na to wytłumaczenie - był przecież post i każdy go w jakiś sposób dochowywał. Później zaczęłam bardziej kłamać. Na moje nieszczęście szło mi to nieźle... Co do ćwiczeń to wykonywałam je w swoim pokoju potajemnie, czasami nawet w nocy i nie widzieli tego. 
J: Miałaś w głowie wymarzoną wagę czy jednak odchudzałaaś się bez umiaru?
A: Miałam. Na początku było to 45kg, "by wyrównać liczbę" , później jednak stwierdziłam, że mogę schudnąć więcej. Do 43kg, do 40kg... im mniej ważyłam, tym więcej chciałam i tym bardziej rosła moja niechęć do swojego ciała.
J: Post się w końcu skończył, a ty nadal odmawiałaś sobie wszystkiego...
A: Tak. Post właściwie był jedynie bodźcem do rozpoczęcia przygody z tym wszystkim. Nie zamierzałam odmawiać sobie tylu rzeczy. Miały to być tylko słodycze, fast-foody. Przecież wyszłoby mi to tylko na zdrowie. I tak też sobie to tłumaczyłam.
J: Nikt, ani nawet ty nie zauważyliście, że to poważny problem?
A: Dopóki nie pojawiły się kłopoty ze zdrowiem fizycznym, nie uważałam tego za problem. Inni, owszem, zauważyli ale na pierwszy plan znowu weszły moje kłamstwa. Rodzice mi ufali, nie nalegali...
J: Jakie problemy zaczęły ci towarzyszyć?  
A: Po pierwsze byłam wiecznie zmęczona, słaba. Bywały takie dni, kiedy nie mogłam podnieść się z łóżka. Przestałam nawet ćwiczyć, bo nie miałam po prostu siły. Chodzenie też stało się problemem. Przez cały czas towarzyszyły mi mroczki przed oczami i zawroty głowy do tego stopnia, że po wstaniu z krzesła musiałam przez jakiś czas stać w miejscu zanim będę w stanie zrobić krok. Miesiączka zanikła i nie ma jej do tej pory, biorę od ponad roku hormony. W czasie kiedy się głodowałam miałam ataki mocnych bólów serca, problem z oddychaniem.
J: Co postanowiłaś z tym zrobić?
A: Nic. W czasie kiedy pojawiły się te kłopoty, tak czy inaczej chciałam się zabić, wycieńczyć. Byłam na dobrej drodze do tego by umrzeć, chciałam tego.
J: Dlaczego?
A: Od początku całej tej przygody czułam, że jestem beznadziejną osobą i mój żywot nie ma sensu. Czułam się też samotna, zupełnie nikomu niepotrzebna. 
J: Nie miałaś w nikim oparcia?
A: Nie, nadal nie mam.
J: Próbowałaś popełnić samobójstwo czy jednak czekałaś, aż umrzesz z wykończenia?
A: Nie byłam na tyle odważna, by zrobić to na raz.
J: Okaleczałaś się?
A: Akurat nie, okaleczanie się jest... przereklamowane. Robiłam za to inne, dziwne rzeczy, np celowo spałam na podłodze bez kołdry, po to żeby czuć niewygodę, chłód.To było też dla mnie sposobem na ukaranie się...
J: Za to, że wzięłaś coś do ust i tym samym mogłaś przytyć?
A: Nie tylko. Ogólnie czułam do siebie nienawiść- za wszystko.
J: Tylko do siebie?
A: A do kogo innego? Wtedy byłam dla siebie ważna tylko ja. Nawet nie zauważałam niczego wokół. Były tylko moje problemy.
J: Kiedy postawiono diagnozę "anoreksja"?
A: Kiedy poszłam do lekarza w sprawie kołatań serca. Badania nie były zbyt fajne.
J: Co zalecił doktor?
A: Skierował mnie do innego specjalisty, ale myślę, że nie jest to już aż tak ważne. Każda anorektyczka przechodzi w tej kwestii podobną drogę
J: Jak wtedy wyglądałaś, ile ważyłaś...?
A:  Podobno strasznie. Ważyłam jakieś 37kg przy ok 167cm
J: Nie widziałaś tego? Bladej cery, pozapadanych policzków, wystających kości..
A: Jak już mówiłam, prędzej zobaczyli to inni niż ja sama. Ktoś mi powiedział "jesteś taka blada... chora, czy jak?" , "masz siną skórę..." , "przypominasz trupa" , moja siostra nazwała moją cerę 'w odcieniach ziemi. ' . Na zapadnięte policzki brat pierwszy zwrócił uwagę, ale coś mi się wydaje, że on dopiero wtedy zauważył, że w ogóle schudłam. A kości? Jakie kości? Nie dostrzegałam ich, inni też nie mieli okazji na nie patrzeć pod moimi workowymi ciuchami.
J: Zaczęłaś się leczyć? 
A: Nie chciałam leczenia, ani też nie byłam do niego zmuszona
J: Nadal nic się nie zmieiło z twoim postępowaniem>
A: Zmieniło się, inaczej naprawdę umarłabym-tak jak chciałam
J: Kto, a może co spowodowało tą zmianę?
A: To, co na początku - religia
J: Czułaś, że w Bogu masz oparcie, że tylko On Cię rozumie i w pewnym sensie potrzebuje Ciebie tutaj - na ziemi?
A: Pochodzę z rodziny, gdzie na te sprawy kładzie się duży nacisk. Nie tyle rodzice (chociaż też), co sama babcia wiele mnie nauczyła. Jestem jej wdzięczna za to. Nie wiem jak to wytłumaczyć. Po prostu zrozumiałam, że to co robię to tchórzostwo i to, co przeżyłam było dla mnie tylko próbą, nie chciałam jej przegrać, to była dla mnie największa motywacja. Próba wiary bardzo się tutaj przydała.
J: Uważasz, że jesteś już zdrowa?
A: Przez Internet utrzymywałam kontakt z pewną bulimiczką, która też mi pomogła. Stopniowo, stopniowo... wychodziłam na prostą. Boję się powiedzieć, że teraz jest wszystko w porządku. Czasami jeszcze powracam do starych przyzwyczajeń.
J: Myślisz, że już do końca życia pozostaniesz anorektyczką, mimo tego, że nie będziesz powracać do katowania się ćwiczeniami, odchudzaniem?
A: Sądzę, że tok myślenia w pewnym stopniu pozostanie.
J: Boisz się co będzie potem, kiedyś?
A: Póki co sądzę, że będzie tylko lepiej.
J: Ile lat trwała ta walka?
A: Dwa lata.
J: Masz obecnie jakieś marzenia, plany?
A: Obecnie tak. Za czasu większego związania z chorobą nie było o tym mowy. Co ciekawe, miała ona wpływ moje marzenia... Dlaczego? Zaczęłam interesować się wszystkim tym, co dotyczy człowieka - jego psychiki, jego ciała. Spodobał mi się kierunek medycyny. Mam nadzieję realizować w przyszłości swoje plany i pomagać innym. Jeżeli nie będzie to psychiatria, to np kardiologia. Medycyna daje wiele możliwości, a ja w każdym razie -chcę pomagać

Te trzy rozmowy przede wszystkim uświadomiły mi, że życie to jedna wielka pokrywa lodu, która wciąż pęka powodując kolejną przeszkodę w naszym życiu. Jedni wpadają do wody, inni utrzymują się na powierzani mimo wszystko.
One nie są szczęśliwe. One płaczą nocami. One cierpią po cichu. One nie pokazują słabości. One katują siebie za błędy innych. One tęsknią. One czekają. One spoglądają smutno. One były. One są. One będą.
Trzy dziewczyny, trzy historie, jeden problem. Choroba, która do ostatniego oddechu będzie im towarzyszyła i cichutko siedziała z tyłu głowy. I choć będą ją zagłuszały, tak same wspomniały - ona zawsze będzie. Bo jest sprytniejsza. Ale czy to oznacza, że walka od razu jest skazana na krwawą porażkę? Nie. Problemy budują człowieka, jego charakter, pogląd na świat. Pozbywają się wyidealizowanych postaci z naszej głowy. Być może powodują łzy, bezsilność, okropny i uporczywy ból... Ale pamiętajmy, że to one pozwalają nam dalej żyć. Istnieć lepiej, godniej, szczęśliwiej. Być może delikatnie pesymistycznie i z dużym dystansem. 
Najlepiej unikać problemu, ale kiedy już stanie na szaje drodze powiedzmy sobie i cicho szepnijmy... "człowieka można zniszczyć, ale nie można pokonać".




  
read more

sobota, 26 stycznia 2013

"Pierścionek może być kapslem od tymbarka..."

Siedzę. Zła, sfrustrowana. Mam wszystkiego dość. Wszystkim się wydaje, że młodzi ludzie na głowie mają tylko naukę, a to co jest dookoła już ich nie dotyczy. Bo nie muszą płacić rachunków, chodzić na wywiadówki, nie ponoszą takiej odpowiedzialności... Czy to prawda?
Jeden wieczór zmienił wszystko. Cały otaczający mnie świat. Kiedy nasza rozmowa z każdą literą się pogłębiała, moje źrenice stawały się jakby jeszcze bardziej aromatyczne, czarne... Ukazujące wszystkie rozterki, uśmiechy, płacze, upadki, wzloty, powodzenia. Odzwierciedlające mnie. Bez żadnego sztucznego pryzmatu. Protezy wczepionej w nasze życie, moje życie. Tak naprawdę ten dialog pozwolił mi zrozumieć czym jest miłość. Nie serduszkiem zapisanym na kartce papieru, nie pocałunkami co mi minutę, ani nawet nie słowem "kocham". Delikatnie drastyczne i puste. Choć dla mnie prawdziwe. Człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że jest zakochany, nie wymawiając przez sen "kocham Cię", nie rysując wszędzie dookoła czerwonych serc złamaną kredką. Poznaje to, bo to czuje. Jego oddech staje się głębszy, ciało delikatnie drżące, a w głowie wciąż przemijają miliony myśli. Wspomnienia związane z tą osobą, z tą najukochańszą, jedyną.
Nie spodziewałam się taki słów z jej strony. Być może dlatego, że odbiegłyśmy nieco od tematu. W jednej minucie zdałam sobie sprawę, że z "dziennikarki" stałam się panią "psycholog". Czasem miewała momenty "upadku". Czekałam na odpowiedź, albo na zadanie własnego pytania. Wpatrywałam się w tą pustkę. Tak namiętnie, że nie mogłam przestać rozmawiać. Zapomniałam wtedy o wszystkim. A przecież o tym marzyłam... O oddaniu, o miłości do ludzi i tego co się robi. I mam.

Ja: Co czułaś jak zobaczyłaś na teście dwie kreski?
Julia: Ucieszyłam się. Szczerze. Nie myślałam o konsekwencjach. Myślałam tylko o tym, że na świecie będzie chodziło połączenie mnie i ukochanej dla mnie osoby. Płakałam ze szczęścia.
Ja: Oddałaś się najukochańszemu mężczyźnie w twoim życiu? Temu jedynemu? 
J: Tak. Zdecydowanie nie mogłam trafić na nikogo lepszego. Jesteśmy w związku od 19 miesięcy i traktujemy się nie tylko jak chłopak z dziewczyną, ale też jako najlepsi przyjaciele, rodzeństwo. Kiedy się do niego tule to czuję się jak mała dziewczynka w ramionach ojca. Była to przemyślana decyzja.
Ja:  Planowałaś tą ciążę? Dokładnie pamiętasz ten moment, Kiedy wasza ciała się zetknęły, były niemal jednością?
J: Bardzo chcieliśmy mieć dziecko. Od początku związku powiedzieliśmy sobie, że chcemy mieć trójkę maluchów które będą latały po domu z monitorami na głowie, z uwagi na to, że mój chłopak jest przyszłym informatykiem. Stało się to dokładnie po moim powrocie z wakacji w ciepłych krajach. Nie widzieliśmy się 2 tygodnie i stęskniliśmy się za sobą nie tylko psychicznie ale też fizycznie. Przyszedł do mnie wtedy w nocy, kiedy rodzice spali, przez okno po cichutku. Weszliśmy do łóżka i stało się. Taka chwila potrafi na prawdę uszczęśliwić. Cudowne przeżycie, nie do opisania chodź nie był to nasz pierwszy raz. 
Ja: Miłość idealna, powiadasz?
J: Idealna to może nie. Rzeczą jasną jest, że się kłócimy. Dość często. Parę dni temu musiałam zdecydować czy chce nadal z nim być. Wybrałam, życie bez niego. Teraz tego żałuję, mam nadzieje, że zrozumie swoje błędy i sam zacznie się starać o nasz związek.
Ja: A jeśli nie wróci? Nie boisz się, że przerośnie go tacierzyństwo i postanowi odejść?
J: Dam radę wychować sama dziecko. Mam cudownych przyjaciół i rodzinę. Jest wiele kobiet, które samotnie wychowują dziecko od kołyski. Jeżeli nie wróci to dziecko będę wychowywała sama.
Kobiety są głupie a zwłaszcza ja. Wydaje mi się, że j, że wróci, stanie z pierścionkiem przede mną, uklęknie i zapyta "Kochanie, wyjdziesz za mnie?".

Ja: Zbicie ze ścianą zwaną "rzeczywistością" boli.
J: Bardzo. Płaczę bardzo często, od 2 tygodni codziennie, przed snem, w nocy i rano.
Ja:
Jak para, która decyduje się na dziecko, na owoc ich miłości może potem mieć jakiekolwiek wątpliwości? Może warto zaryzykować? Postawić wszystko na jedną kartę, schować tę dumę do kieszeni i powiedzieć pierwsza "przepraszam, kocham Cię"?

J: Chciałabym, żeby to było takie proste. Dla mnie ciąża jest wspaniała. Nigdy nie czułam się lepiej. Teraz pomimo, że tak schudłam i jestem taka słaba to szczęście daje mi każdy kopniak małego.
Chciałabym, aby to była moja wina, żebym mogła się zmienić i dalej z nim być. Problem jest w tym, że on zmienił się diametralnie, a ja nie daję sobie z tym rady. Strasznie go kocham, on o tym wie, bo mówię to bardzo często, lecz on zawsze czekał na to, aż ja przeproszę, aż ja wyciągnę pierwsza rękę. 

Ja: Może jego zmiana jest spowodowana tym, że jesteś w ciąży? Że tak uparcie Cię kocha, ale być może nie potrafi sobie z pewnymi rzeczami poradzić? Może to dziecko, które w tobie się rozwija powoduje w nim lęk i mimo, że go tak pragnął teraz zaczyna mieć wątpliwości?
J: Możliwe, ale nie powinien zapominać o tym, że mi też jest trudno a takim zachowaniem tylko utrudnia mi życie. Musiałam rzucić szkołę, koncerty, pogo, zakupy z koleżankami.
Musiałam zrezygnować z wszystkiego, co kocham. On z niczego. Na jego barkach nie spoczywa nic oprócz obowiązku zajęcia się dzieckiem. Wiele rozmawialiśmy i zgodził się ze mną. Prawda jest taka, że jest on cudownym człowiekiem, pełnym uczucia, radości, czułości ale nie potrafi tego okazywać.
A rani mnie najbardziej tym, że nie mówi mi wszystkiego co mu nie pasuje. Bo dochodzi o sytuacji, w której on wybucha i cała złość z dłuższego okresu życia ulega wyładowaniu na mnie. 

Ja: Wrócisz do niego?
J: Pod warunkiem, że się zmieni. Uklęknie przede mną i poprosi mnie o rękę. Głupia jestem, że wierze w coś takiego, ale bardzo tego pragnę.Oświadczyny znaczyłyby o tym, że jest pewny, że chce ze mną być.
Ja: Nie martwi Cię to, że będą one wymuszone?
J: On wie, że tego pragnę ale nie powiedziałam nigdy, że jest to warunkiem do życia ze mną. 
Ja: Masz w głowie sukienkę, kwiaty, muzykę, gości...?
J: Nie, Sukienka może być nawet z szmateksu, kwiaty mogą być stokrotki, muzyki nie musi być, gości też- tylko my. Pierścionek może być nawet kapslem z tymbarka.

Ja: Jak zareagowali rodzice?
J: Rodzice, nie cieszyli się zwłaszcza, że mój ojciec nienawidzi mojego chłopaka. Pierwsza dowiedziała się mama, poleciałam do niej z testem ciążowym. Przytuliła i powiedziała, że pomoże. Ojciec dowiedział się 2 dni później. Na początku się śmiał a potem powiedział, ze pomoże, ale że go zawiodłam i nie oczekiwał tego ode mnie tak szybko.
Ja: A ty czułaś, że ich zawiodłaś?
J: Czułam. Ale wydawało mi się wtedy, że potrafię być niezależna w wieku 16 lat. Był to wielki błąd, bo gdyby nie oni to nie miałabym dachu nad głową.
Ja: A on? Jak zareagował chłopak...?
J: Podejrzewał już dzień wcześniej, kiedy poprosiłam go o kupno testu. Ucieszył się choć nie okazywał tego zbytnio.
Ja: Jego rodzice byli zbulwersowani czy wręcz przeciwnie?
J: Nie chciał mi o tym opowiadać. Jego mama dowiedziała się od mojej mamy i była wściekła na nas. W sumie nie dziwię się bo zniszczyłam rok szkoły przez który wiele zdążę zapomnieć.  
Ja: Chciałabyś się nadal uczyć? 
J: Tak, moim marzeniem jest skończenie prawa albo kulturoznawstwa  
Ja: Dziecko niszczy te plany.
J: Studiować mogę zaocznie, prawo to dużo nauki ale myślę, że poradziłabym sobie.

Ja: Jakie to uczucie gdy wieczorem leży się w łóżku i gładzi brzuch dłonią wiedząc, że rozwija się tak bezbronna istota?  
J: Cudowne, Jeszcze jak Mały kopnie prosto w dłoń. Albo jak ja się odezwę a on się poruszy. Jestem szczęśliwa masując brzuch i rozmawiając z nim.
Ja: To będzie syn? Masz wybrane imię?
J: W 17 tc lekarka na USG powiedziała że na 75% będzie chłopak. Niedawno się to potwierdziło. Już przed ciążą wybraliśmy imię Antonii i tak też pozostało.
Ja: Kupione wszystkie niezbędne rzeczy?
J: Mam tylko parę skarpetek które kupiły koleżanki kiedy dowiedziały się o mojej ciąży. Misia od mojej mamy i 6 ciuszków które łącznie kupiłam za 20 zł. Wszystkie pozostałe rzeczy mam dostać od strony chłopaka, ponieważ ma on 4 letnioego brata. Antek będzie miał kołyskę po mojej prababci.

Ja: Boisz się?
J: Niczego się nie boję. Wszystko co nadejdzie będzie nieuniknione, nie mam na to wpływu. Dziecko muszę urodzić, wychować.
Ja: Co straciłaś wraz z ciąża?
J: Koncerty. Kocham pogo. Rocka na polskich scenach. Nie mogę chodzić do szkoły z uwagi na stan zdrowia. Zmniejszyła się moja ilość godzin z znajomymi. Kieszonkowego też nie dostaje. Kiedyś było to 200 zł na miesiąc teraz może z 50 zł.
Ja: Brakuje ci tego?
J: Strasznie. Ale nie żałuję ciąży. Dziecko się urodzi i kiedyś może z nim będę robiła to wszystko. Od małego będę go wychowywała na przykładnego punkowca.

Wdech i wydech. Wdech i wydech... 
Powoli przymykam oczy pozostawiając w swojej wizji odwagę, miłość i oddanie.Dziecko to ogromna odpowiedzialność. Mała istota, całkiem bezbronna. Ale czy tego wszystkiego nie warta?
To uczucie kopnięcia, wiadomość tego, że nosi się kogoś takiego pod sercem. A potem podglądanie jak się uśmiecha, stawia pierwsze kroki... Życie jest warte do poświęceń. Do tego, żeby zacisnąć zęby, powiedzieć, że się da radę.
Szukajmy czterolistnej koniczny nie w trawie, ale w miłości. W sercu kogoś innego. Życie jest wędrówką, ale pamiętajmy, że ono także ma swój koniec. Nie żałujmy wtedy niczego, nie miejmy ku temu podstaw. Żyjmy chwilą...

Julia, 16 lat, przyszła matka. Zagubiona, kochająca, oddana i dzielna. Idealna.





"Dziec­ko jest chodzącym cu­dem, je­dynym, wyjątko­wym i niezastąpionym.Phil Bosmans

 

 
 




 

read more

środa, 16 stycznia 2013

Początek końca.


Długo zastanawiałam się o czym, o kim mam napisać. Z kim porozmawiać. Chciałam, aby ta pierwsza rozmowa i stracenie w pewnym rodzaju mojego dziennikarskiego "dziewictwa", było czymś wzruszającym, intrygującym i pozostającym w mojej, jak i waszej głowie na długo. Wiele razy do tego podchodziłam. Bez rezultatu. Brakowało "tego czegoś", inspiracji. Było nudne i  pozbawione barw. Ale... W końcu trafiłam. Niebanalne okulary, brązowe włosy z prostą grzywką, uśmiech. Pomyślałam "o co mam zapytać?". I rozmawiając zapomniałam o wszystkim. Pozostała tylko Ona i ja. Nasz wywiad. Przyćmiła mnie, delikatnie. Nie żałuję. Podziwiam. Nie tylko ją za to co przeżyła i jak teraz z tym istnieje, ale także siebie, za to, że kogoś takiego miałam okazję poznać...

Ja: Co się czuje po marihuanie?
Anna: To zależy od człowieka. Ja za pierwszym razem wpadłam w dość euforyczny stan i zaczęłam odczuwać, że latam. Mój kolega za to czuł się fatalnie, jakby się struł. Pierwsze wrażenie czyli ta "faza" zwykle się nie powtarza, bynajmniej w moim przypadku. Póżniej czułam już tylko relaks, jakby wszystkie problemy i stres odpłyneły, jednak nie u wszystkich moich znajomych tak to działało.
J: Tęsknisz za tym? Za ciągłą euforią?
A: Nadal popalam, ale rzeczywiście już nie tak często. Czy tęsknie? Już nie, paliłam ją nadmiernie kiedy źle się w moim życiu działo, nie potrafiłam poradzić sobie z problemami zwykłej nastolatki, aż w końcu parę bliskich mi osób pokazało, że życie wcale nie jest takie złe i, że te "wielkie" dla mnie problemy to tak na prawdę błahostki. Teraz jestem szczęśliwsza, euforię odczuwam na co dzień, no prawie. Mimo że nadal palę, już nie tak często, nie czuje wielkiej tęsknoty za ziołem, w końcu szczęście można też gdzie indziej znaleźć. Dla mnie jest to kubek gorącej czekolady.
J: Więc po co palisz?
A: Czasem kiedy już nic mi nie pomoże i złapie mnie wielki stres z jakiegoś powodu, albo będę bardzo zdenerwowana to czasem sięgnę, dlatego palę.
J: A gdyby ktoś zaproponował coś mocniejszego, z "wyższej półki", zgodziłabyś się?
A: Oo nie. Miałam już parę takich sytuacji i za każdym razem odmawiałam.
J: Boisz się?
A: Tak. Widziałam mojego kolegę, który bardzo szybko się uzależnił i z każdą kolejną działką coraz bardziej się niszczył, udało się jednak go z tego wyciągnąć, gorzej było jednak z dilerami którzy dali mu to świństwo.
J: Dużo na to poświęcasz? Pieniędzy, zdrowia...
A: Kiedyś bardzo dużo, teraz już nie. Od paru miesięcy mam gdzieś jej trochę i nie ruszam póki nie czuję potrzeby. Nie paliłam już od pół roku, poza tym nie wydawałam dużo bo zawsze miałam sprawdzony towar od przyjaciela.
J: Kiedy wzięłaś po raz pierwszy? W jaki sposób? Gdzie? Z kim? 
A: Zaczynałam pierwszą klasę gimnazjum. Było to w domu mojego przyjaciela. Dali mi i zapytali się czy chcę, nie zmuszali mnie, ale spróbowałam.
J: "W życiu wszystkiego trzeba spróbować". Potem sama prosiłaś?
A: Nawet nie prosiłam, kiedy ktoś miałam to brałam, jeśli nie to trudno. Nie czuję do tego przywiązania jakby to był skarb, tak jak powiedziałam gdzieś jest, ale się tym nie przejmuję.
J: Co myśli dziewczyna leżąc w łóżku, wiedząc, że dziś "spróbowała"?
A: Z jednej strony "o Boże co ja zrobiłam?!", martwiłam się czy się nie uzależnię, czy nie zacznę mieć jakiś skutków ubocznych, a z drugiej "Wow, było spoko". Uważałam to za coś zakazanego, a wiadomo że to co zakazane, kusi i chce się przejść tą granice choć raz.
J: Chwaliłaś się?
A: Nie, trochę się bałam, że zacznę być nazywana "ćpunką" albo, że będę do niej porównywana. 
J:  Myślałaś o tym wcześniej? O narkotykach. O tym, żeby choć tylko poczuć jak to jest gdy po twoim ciele wręcz rozpływa się ta nutka euforii?
A: Wcześniej się tego bardzo bałam. Widziałam jak mój starszy brat czy siostra przychodzili do domu w strasznym stanie, nie chciałam być jak oni. Do tej pory pamiętam jak nakryłam brata, gdy wciągał. Potem zachowywał się strasznie agresywnie, to było potworne. Pomyślałam o nich dopiero, gdy było mi ciężko i nie wiedziałam jak sobie radzić.
J: Nigdy nie poleciałaś do rodziców z nagonką, że ćpają? Że trzeba im pomóc? 
A: O siostrze dowiedziałam się później, sama się do tego przyznała ale jej się zdarzyło to tylko raz. Kiedy nakryłam brata miałam jakieś 6 lat, wtedy nie wiedziałam co to było. Rodzice się sami dowiedzieli, kazali mu z tym skończyć, nie chciał więc wysłali go na terapię, ale z niej uciekł więc wysłali go do wojska na 9 miesięcy, gdy wrócił, był zupełnie inny, i już nie brał, ani nie pił, wyszedł na prostą.
J: Myślisz, że wszystko skupia się i zaczyna od psychiki?
A: Sądzę że tak.
J: Dlaczego u Ciebie coś się "popsuło"?
A: W dzieciństwie byłam jednym z tych dzieci które wyśmiewano, biło, wyzywało, do tego jeszcze dochodziły kłótnie rodziców, samobójstwo przyjaciółki, przez co czułam się bardzo winna i widok mojej mamy, która też jest chora na depresje i to jak się zachowywała bez leków.
J: Szukałaś pomocy?  
A: Nie, starałam to ukrywać. Moje problemy wyszły na jaw, gdy zaczęły mnie męczyć koszmary nocne z powodu śmierci Olgi, przyjaciółki. Krzyczałam przez to całymi nocami.
J: Dlaczego postanowiła się zabić?
A: Sama do końca już nie wiem. Zaczęło się od tego, gdy poszłyśmy na imprezę. Miałam ją pilnować, by nic nie odwaliła. Chciała wyjść z jednym z chłopaków, próbowałam ją powstrzymać, ale mnie znokautowała, dosłownie. Przestałyśmy się do siebie odzywać. Po paru miesiącach okazało się że jest w ciąży, za co obwiniała mnie. Nasz kontakt się urwał, nie pogodziłyśmy się. Minął rok i, gdy byłam w domu, na telefonie wyświetlił mi się jej numer, zignorowałam to.Dzwoniła tak parę razy, ale nie odbierałam... Po dwóch dniach okazało się, że popełniła samobójstwo, a dzwoniła po to by się pogodzić. Odtrąciłam ją. Okropnie się czułam, na dodatek jej chłopak nękał mnie, dzwonił i nachodził mówiąc że to moja wina że się zabiła. Do tej pory mnie to boli. Urodziła wtedy to dziecko, nazwała je Ania, a na drugie Diana, tak jak. Do tej pory mnie to bardzo boli, ale jest już lepiej, staram się pogodzić z jej odejściem.
J: Nie myślałaś, żeby wtedy też wziąć tą cholerną żyletkę, albo te białe tabletki? Żeby ją spotkać, dotknąć, poczuć. Powiedzieć "wybaczam"?
A: Miałam taką myśl, ale na szczęście był przy mnie przyjaciel, dziś już chłopak. Odciągnął mnie od tych myśli. Jestem ateistką i mimo że nie wierzę w Boga, to jednak myślę, że gdy byłam na jej grobie, ona była obok i wiedziała że jej przebaczyłam.
J: Dlaczego nie wierzysz? Uważasz, że gdyby Bóg istniał to Ona nadal by żyła?

A: Nie, nie wierzę dlatego, że nigdy nie czułam więzi ani przez kościół ani przez modlitwę, nie utożsamiałam się z wiarą chrześcijańską.
J: A chłopak wierzy? 
A: Nie.
J: Pamiętasz jak pierwszy raz go pocałowałaś?
A: Pamiętam, było to w dość zabawny sposób, bo wcześniej się nie lubiliśmy. Dopiero po jakimś czasie się zakumulowaliśmy. Ciągle z niego żartowałam a on ze mnie, mimo wszystko bardzo mi pomagał. 
J: Mimo tego, że jesteście parą nadal czujesz w nim przyjaciela?
A: Tak, znamy się już od 4 lat, byliśmy w tym czasie już ze sobą 2 razy ( ten jest 3 ) i mimo sporów i kłótni to jednak, gdy któreś z nas miało kłopoty, potrafiliśmy odstawić złość na bok i pomóc sobie.
J: Mówisz mu o wszystkim?
A: Nie, mamy swoje małe sekrety.
J: Płaczesz czasami? Przypominasz sobie wszystko od początku? Począwszy od imprezy, od pierwszego poczucia "zakazanego jabłka", aż po pocałunek szczęścia jakim jesteś teraz otoczona?
A: Czasami się zdarzało. Teraz staram się nie myśleć o przeszłości, ani o błędach, które popełniałam. Żyję chwilą i nie myślę, ani o tym co było, ani o tym co będzie.
J: Marzysz o czymś? Masz jakieś pragnienie? 
A: Marzeń moich przybywa z każdym dniem. Jednego marzę o wystąpieniu kiedyś w horrorze, które tak uwielbiam, a innego o wyjeździe do USA. Nie mam konkretnego, jednego pragnienia. Jest ich wiele, jedne są większe, inne mniejsze.
J:  Niech wszystkie się spełnią, co do jednego. Dziękuję za wspaniałą,  wzruszająca, a jednocześnie kończącą się happy end'em historię. I dziękuję za lekcję życia, tym samym, jaką mi udzieliłaś.
A: Dziękuję.

Anna-Diana, 17 lat. Młoda. Zraniona. Szczęśliwa.

Coś się kończy, coś zaczyna. Pamiętajmy, aby zamykać każdy rozdział w naszym życiu z dopiskiem "kiedyś tu wrócę". Bo wrócisz. Ty, ja, on.. Każdy. Przy ostatnim wdechu zobaczysz te wszystkie twarze. Te uśmiechnięte, smutne. Chwile szczęścia i bólu. Nie zaprzątajmy sobie głowy niepotrzebnymi sprawami, dumę chowajmy do kieszeni. Cieszmy się z każdej chwili. Cieszmy się z każdego uśmiechu. Cieszmy się z każdego dnia, jakby był tym ostatnim...


"W życiu bo­wiem is­tnieją rzeczy, o które war­to wal­czyć do sa­mego końca. " Paulo Coelho

read more

środa, 2 stycznia 2013

Let's go!

Witam, witam! 
Coś mnie natknęło, aby stworzyć bloga innego niż wszystkie.  I tak oto z mych rąk wyleciała "nietykalna". Mam nadzieję, że będzie to strona inspirująca, ciekawa, jedyna w swoim rodzaju.
Chcę abyście wiedzieli, że "moje dziecko" będzie zawierało wywiady z innymi ludźmi. Często przypadkowymi, czasem bardzo dobrze mi znanymi. Jedno ich wszystkich będzie łączyć- młody wiek, apetyt na życie i ambicje. 
Pomysł na bloga narodził się w mojej głowie z pasji i marzenia. Otóż od dawna pragnę zostać dziennikarką. Ale nawet z perspektywy człowieka, kobiety uwielbiam rozmawiać, poruszać trudne tematy i wcale się ich nie boję. Uważam, że ludzi należy uświadamiać, przekonywać do swych racji. Jak wszyscy wiemy na świecie nie panuje bezgraniczna tolerancja, wolność... Być może ten blog będzie jedynie kropelką w morzu w walce o zmianę naszych poglądów, ale wiem, że moje słowo także coś znaczy. Blog będzie kontrowersyjny. W moich oczach czasem ostre słowo podnosi atmosferę, nadaje jej prawdziwość i naturalność. Uparcie będę walczyła o prawa kobiet, bo jestem niezbitą feministką, za co często cierpię. Bujam w obłokach i tutaj moje lekkie myślenie będzie się także przelewało. Głęboko wierzę, że jak się chce to się potrafi, że jak ma się szczęście to się da i, że jeżeli posiada się pasję to można góry przenosić. Jestem uzależniona od telefonu, komputera, zwierząt i czytania książek.  Bardzo żałuję, że wszystkim się przejmuję, że dużo czasu spędzam nad lekcjami i, że wydaje mi się, że wciąż coś komuś muszę udowadniać. Płacę za to troszkę zbyt wysoką cenę i stąd wzięło się moje noworoczne postanowienie "cieszyć się z każdego dnia, każdej błahostki, każdego uśmiechu"... 

~Kiedy się cze­goś prag­nie, wte­dy cały wszechświat sprzy­sięga się, byśmy mog­li spełnić nasze marzenie. - Paulo Coelho
read more
Blogger Template by Clairvo