wtorek, 12 lutego 2013

Chuda, chudsza, najchudsza.

Myślałam, że ta rozmowa będzie czymś naturalnym. W końcu nie spotykam się z tym tematem po raz pierwszy. TYM- delikatnym, wciąż krwawiącym , tak kruchym i chudym. Nie zdawałam sobie sprawy, ze czytanie o tym problemie spowoduje ciarki na moim ciele, łzy w oczach.. Nie myślałam, że te osoby mnie w taki sposób zahipnotyzują swoimi historiami. Mimo, że każdą łączy jeden problem to mają na niego zupełnie inny wpływ, inaczej z nim sobie radzą, nie radzą. I to właśnie spowodowało, że zamieszczę wszystkie 3 rozmowy. Literka za literką, łza za łzą...
Czarna kreska na kartce papieru, wbijająca swój rysik idealnie w białe płótno. Chowająca się cicho choroba, grasująca cicho w naszym wnętrzu. Jedno po drugim niszcząca wszystko co piękne, dobre. Pochłaniająca nasz czas, który przecież jest abstrakcja, chwilą ulotną. A jakże piękną. i w jednym momencie zostaje złamana, niczym lód pod naszymi stopami w radosny, słoneczny, lutowy poranek. Aż w końcu nasze ciało ogarnia chłód, dreszcze. Przestajemy nad nim panować. Oddajemy się woni, woni piekła. Chytrego, bezwzględnego pozbawionego jakichkolwiek skrupułów. A najgorsze jest to, że nie zdajemy sobie sprawy jak wiele nam zabiera...

Ja: Kiedy zapragnęłaś schudnąć?
Zuza: Ponad pół roku temu, a dokładnie 29 czerwca. Pamiętam, bo to był pierwszy dzień wakacji... Znaczy już około 1-2 tygodnie temu planowałam schudnąć i jadłam troszeczkę zdrowiej, ale odchudzaniem tego nazwać nie można.
J: Z powodu nadwagi, trendów, widoku modelek?
Z: Raczej nie wzorowałam się na modelkach. Gruba też nie byłam, ale miałam leciutką nadwagę, niby nie było tego prawie widać, ale na wakacjach chciałam być chudsza od mojej kuzynki (która jest chuda z natury i zawsze ze sobą rywalizowałyśmy), poza tym wokół mnie były prawie same dość szczupłe dziewczyny.
J: Zaczęły się głodówki, katowanie się ćwiczeniami?
Z:  Zaczęło się w sumie od tego, że zapomniałam zjeść śniadania i poszłam na dwór z koleżanką. Na obiad też nie miałam ochoty. Po powrocie do domu weszłam na wagę i miałam około 0,5 kg mniej. Uznałam, że takie "nie jedzenie" to świetny sposób na schudnięcie. Więc przez miesiąc wakacji nie jadłam nic, albo czasem tylko śniadania i schudłam chyba 8-9 kg. Potem pojechałam do cioci i tam przytyłam 2 kg. Byłam taka załamana że poprosiłam rodziców o rowerek treningowy. Kupili mi go. Na zmianę głodziłam się i jeździłam. Schudłam te 2 kg. Potem w szkole wszyscy mi mówili że bardzo schudłam. Podobało mi się to i zamierzałam schudnąć jeszcze 5 kg. Zaczęły się głodówki, chodzenie na siłownie, próbowałam nawet wymiotować, ale mi się nie udawało, więc brałam środki na przeczyszczenie.
J: Rodzice niczego nie zauważali? Nie widzieli jak z każdym dniem chudniesz, jak się katujesz?
Z:  Wiedzieli, że się odchudzam, ale na początku ich to nie obchodziło. Po jakimś czasie myśleli, że jem normalnie i ćwiczę, dlatego chudnę. A ja tylko udawałam przed nimi, że jem żeby się nie czepiali. Potem już się trochę zaniepokoili, bo podczas wyjazdu na urodziny wujka nie chciałam nic jeść, zapytali czemu, a ja mówiłam że nie jestem głodna, chyba już wtedy wiedzieli, że coś jest nie tak... Zapytali ile waże i zabronili mi schudnąć. Chyba już wtedy podejrzewali że mam anoreksję. Ale ja ich nie posłuchałam i ciągle się odchudzałam.
J: Rozmawiali z tobą? Pytali o problemy? Miałaś w nich poczucie wsparcia?
Z:  Niby rozmawiali, ale nie rozumieli jakie to dla mnie trudne. Strasznie szybko tyłam (metabolizm mi się spowolnił przez głodówki). Mówili że przesadzam, że gadam głupoty i takie tam. Że muszę zacząć jeść normalnie. Szczególnie dlatego że byłam osłabiona i nerwowa.
J: Nie mogłaś nikomu się porządnie wygadać i wypłakać?
Z:  Właśnie nie.. Rodzice i rodzina mnie nie rozumiała. Wstydziłam się o tym powiedzieć przyjaciółce i było mi głupio pójść z tym do pedagoga, albo kogoś takiego. Płakałam w samotności, nienawidziłam siebie, ale tylko ja siebie rozumiałam.
J: Nie czułaś, że masz problem?
Z:  Nie... wiedziałam, co to anoreksja i anorektyczki, ale myślałam że nad wszystkim panuje, że mi to nie grozi i mogę zacząć jeść normalnie jeśli zechce. Dopiero teraz, zrozumiałam, że naprawdę coś było nie tak, że jednak byłam anorektyczką, może nie zaawansowaną, ale byłam.
J: Byłaś? Skończyłaś z tym?
Z: Niezupełnie, od dwóch tygodni rodzice kazali mi natychmiast przytyć, bo jak nie to miałam trafić do szpitala. W sumie to nawet trochę tego chciałam. Myślałam, że tam będzie ktoś kto mnie zrozumie, ale postanowiłam, że nie chce wyjeżdżać, że chce zostać ze znajomymi. Przytyłam. Nie było łatwo, bo po każdej cyferce na wadze miałam ochotę się pociąć, albo gorzej... Niby jest okej, ale myślę że z moją psychiką już zawsze będzie coś nie tak. Znowu chcę schudnąć. Znowu chce przejść na głodówki, chociaż wiem, że to zły sposób. Ale, co by mi powiedzieli i tak wiem , że schudnę. Poprzez głodzenie się stracę 5-10 kg. Choćby nie wiem, co mi groziło, nie potrafię tak żyć. Żyć normalnie, nie martwiąc się o wagę, albo chudnąć poprzez diety. Może niektórzy z tego wychodzą, może ja też wyjdę. Ale wątpię.
J: Chciałabyś umrzeć, żeby uwolnić się od sideł choroby?
Z: Czasami nawet bardzo. Przyznam, że mam myśli samobójcze. Ale nie potrafiłabym chyba tego zrobić. Pomimo tej cholernej choroby, chce żyć, dla mojej rodziny...
J: Kochasz ich miłością idealną?
Z: Tak, chociaż doprowadzali mnie do szału.. Może też jestem przewrażliwiona przez tą chorobę psychiczną... Ale są dla mnie wszystkim. Troszczą się o mnie, mimo że nie zawsze jestem w stanie to docenić i mam ich dość. Lepszej rodziny nie mogłabym mieć.
J: Kiedy patrzysz na siebie w lustrze, co myślisz?
Z:  A to właśnie dziwne, a może i normalne w anoreksji. Im mniej ważę tym wydaje się, że jestem grubsza. Znaczy.. po ciuchach widzę, że na odwrót. Ale w lustrze masakra.
J: Płaczesz, gdy na siebie patrzysz?
Z: Nie, tylko wyklinam. Płaczę raczej, jak myślę że schudłam. Patrzę na wagę, a ona stoi albo... idzie w górę.
J: Myślisz, że jest złoty środek na anorekcję?
Z: Jako anorektyczka sadzę, że nie. Chyba, że jakiś dobry szpital lub psychiatra. Nie wiem, bo tego nie próbowałam. Niby wszyscy piszą takie bzdury jak "wystarczy zaakceptować siebie" albo "wmawiać sobie że chude nie są piękne", ale będąc anorektyczką takie brednie nie pomogą... Wtedy i tak wiesz swoje i żadne próby samoakceptacji nie są w stanie cię skłonić do przytycia.
J: A gdyby miłośc twojego życia powiedziałby Ci :zrób coś dla mnie-przytyj.
Z: Myślę że to by pomogło, ale musiałabym go na serio kochać, albo być bardzo zauroczona, bo inaczej taki tekst chyba by nie przeszedł. Ale ja z natury jestem bardzo kochliwa i romantyczna, więc dla mojej miłości zrobiłabym chyba wszystko.
J: Wierzysz w Boga?
Z: Wierzę. Aczkolwiek nie jestem jakaś bardzo pobożna. Rzadko się modlę, tak z własnej woli to chyba raz na rok jak mam jakąś 'sprawę'. i mam też pewne wątpliwości co do jego istnienia, ale katoliczką jestem.
J: A zdajesz sobie sprawę z tego, że on jest tą twoją miłością, która mówi: zrób coś dla mnie- przytyj.

To w jaki sposób i z kim rozmawiasz zależy od dwóch czynników: Ciebie i tej osoby.  A to czy ją widzisz, czujesz jej zapach zależy tylko od twojego serca. Zawsze będziesz ją czuł, jeżeli tylko tego pragniesz. Bo nie przypadkiem na naszym ciele pojawiają się ciarki. Nie przypadkiem czujemy jak okrywa nas ciepły płaszcz słodyczy. Bo nie przypadkiem przymykamy oczy i marzymy o spotkaniu z tą jedyną, niezastąpioną przyjaźnią, miłością... Bo nie przypadkiem z całych siły próbujemy ją zobaczyć. A zapominamy wtedy, że "najważniejsze jest niewidoczne dla oczu, dobrze widzi się tylko sercem". I to nim kierujmy się całe życie. Pragnieniami, miłościami, pasjami, marzeniami i sercem. Podczas upadku przetrzyjmy zdarte kolana, zaciśnijmy zęby, a następnie idźmy dalej. Prostą, długą drogą, która zawiera liczne doliny, góry. Idźmy drogą nieidealną, ale wspaniałą i niezapomnianą. Idźmy drogą zwaną życiem...

Ja: Kiedy zapragnęłaś schudnąć?
Wiktoria: Byłam w 6 klasie podstawówki, wtedy wszystko się zaczęło.
J: Podglądałaś chude modelki, a może podążałaś za kolejną dietą, która gwarantowała zmianę życia na lepsze, zdrowsze...?
W: Właściwie to trochę jedno i drugie. Wtedy już zaczęłam oglądać wychudzone wręcz modelki i przeszłam na dietę, aczkolwiek nie zdrową tylko zaczęłam od razu od głodówek.
J: Rodzice widzieli?
W: Na początku nie, starannie to ukrywałam, lecz później przedstawiałam to w takim świetle, że to popierali. Z reszta moja mama często mi mówiła, że powinnam się odchudzać, a jest też zapracowana, wiec mało zauważała.
J: A potrzebowałaś tego zrozumienia? Chciałaś w pewien sposób zwrócić na siebie uwagę, by zostawiła pracę, a choć przez chwilę z tobą porozmawiała?
W: No oczywiście, że tak. Byłam w wieku dorastania, a na dodatek miałam problemy z rówieśnikami. Potrzebowałam jej, a ona była zbyt zajęta. Czułam się jakbym nie miała mamy..
J: Zaczęłaś się katować głodówkami, nadmiernie ćwiczyłaś... Nie zabrakło silnej woli?
W: Na początku byłam słaba, to fakt, ale z czasem miałam coraz więcej siły. Oczywiście kilka razy w siebie zwątpiłam do tego czasu.
J: Cieszyłaś się kiedy licznik na wadze coraz to bardziej się zmniejszał?
W: Miałam z tym straszne problemy, nie łatwo było mi chudnąć, musiałam cieszyć się z tego, że chudłam kilkadziesiąt deko, a nie kilogramów.
J: Płakałaś?
W: Tak, bardzo często, każdej nocy, bo nie chudłam, mimo wszelkich starań.
J: Ale w końcu musiało się coś stać, że odchudzanie przynosiło efekty.
W: Od rozpoczęcia odchudzania schudłam raptem 4kg. Moja choroba jest głownie w psychice, z wyglądu nie przypominam kogoś chorego, przynajmniej moim zdaniem.
J: Kiedy uświadomiłaś sobie, że masz problem nie zaczęłaś szukać pomocy?
W: Na początku nie, przez ponad dwa lata tłumiłam to w sobie. Koleżanki chciały mnie wydać. Na początku trzeciej gimnazjum dowiedziała się o tym szkolna psycholog i rodzice, dwa miesiące temu trafiłam do ośrodka z powodu depresji, nerwicy i fobii, tam wykryli mi również anoreksję. Jednak nie chcę nadal pomocy.
J: Uważasz, że nad wszystkim panujesz?
W: Szczerze mówiąc na co dzień tak, wydaje mi się że mam pełną kontrolę, jednak są dni, w których coś mnie dopada, że ćwiczę do wyczerpania i okaleczam się, po spróbowaniu zjedzenia czegokolwiek.
J: Więc dlaczego nie chcesz złapać tej pomocnej dłoni?
Z: Ponieważ nie uważam ze potrzebuje pomocy i nadal chce koniecznie schudnąć, do upragnionej wagi.
J: Kiedy stoisz przed lustrem to co myślisz, co czujesz? Nienawidzisz siebie?
W: Nienawidzę to mało powiedziane, mam wręcz mdłości od tego jak wyglądam. Widzę sam tłuszcz, ohydną, grubą dziewczynę. To bardzo odrażający widok, nienawidzę tego.
J: Spotykasz się z przyjaciółmi, wychodzi gdzieś? Czy jednak odcinasz się od wszystkiego, bo przeraża Cię  co pomyślą inni?
W: Na początku było wszystko normalnie, nadal spotykałam się ze znajomymi, lubiłam towarzystwo. Jednak w końcu to się skomplikowało, zaczęłam oddalać się od ludzi. Bałam się ich oceny, myślałam, że każdy kto na mnie spojrzy, myśli, że jestem tłusta, brzydka. Wtedy był moment, w którym się odcięłam. Przestałam spotykać się ze znajomymi i polubiłam samotność.
J: Mama nadal nie zauważa problemu, który narasta?
W: Zauważa wszystkie inne moje problemy psychiczne, ale anoreksji się obawia i odtrąca myśli, że mogła mnie dopaść. Nie zwraca na to uwagi.
J: Obwiniasz ją o chorobę?
W: Nie, są osoby które trochę obwiniam, ale mama do nich nie należy.
J: O czym marzysz?
W: O schudnięciu 5kg i o byciu modelką, to moje największe marzenie.
J: To będzie tylko 5 kg? Czy raczej teraz 5 kg, potem kolejne 5 i tak w kółko?
W: Możliwe, także na początek 5kg. Mogę tak chudnąć w kółko, im mniej tym lepiej.Oczywiście im mniej ważę tym lepiej.
J: To wszystko co Cię otacza, nie kusi?
W: Czasem kusi, jednak jestem juz silna i nie ulegam łatwo.
J: A co się dzieje, gdy jednak ulegniesz?
W: W ruch idzie żyletka, ranie się, aby się ukarać. Poza tym ćwiczę do upadłego, aby wszystko spalić. Następnego dnia mam głodówkę. Czasem wymiotuje lub się przeczyszczam. Ogólnie karam się w jakikolwiek sposób.
J: Masz świadomość, że możesz umrzeć?
W: Tak i ciągle myślę sobie, że jeżeli mam leżeć pod kroplówka lub w trumnie, a będę przy tym piękna, to mi to pasuje.
J: Nie chcesz jeszcze "trochę" pożyć?
W: Chcę, ale chudnięcie jest na pierwszym miejscu.

Jedno odbicie serca, kopnięcie... Od samego początku w ciepłym, przytulnym choć jakże ciasnym miejscu. Zwinięty w kłębek ssąc kciuka słysząc wszystko, czując każdy gest, każde uniesienie, upadek, zderzenie, a nawet delikatnie i miłe pogłaskanie dłonią. Potem po trudnych i jakże ciężkich narodzinach jest ta nagroda. Spoczywa na piersi, płacze i krzyczy przeraźliwie, ale matka słyszy w tym okrzyk radości. Tyle, że potem owoc miłości,stąpając po ziemi ciemnej, pełnej tajemnic popełnia najdrobniejsze błędy. Drąży dół, z którego nikt nie chce go wyciągnąć. Nawet nie próbuje podać gładkiej, tak dobrze znanej nam dłoni, bo... Są inne sprawy. Kariera, która stoi na pierwszym miejscu, spotkania z przyjaciółmi, a na koniec odpoczynek. I zapomina się, że za ścianą, skulony ponownie w kłębek jak kiedyś w brzuchu pod sercem, tym razem z bezsilności, siedzi dziecko. Cały czas to samo. Być może przestało mówić, ale tylko dlatego, że przestało byś słuchane. Być może stało się ciche i skryte, ale tylko dlatego, że nie ma przed kim się otworzyć. Być może stało się obojętne, ale tylko dlatego, że nie zwracano na nie uwagi. Jego problemy są także problemami całego świata. Każdego. Tylko, że nikt tego zauważać nie będzie. Ale jedna, dwie osoby powinny to widzieć, czuć od samego początku. Rodzice. Mama i tata, którzy są największa miłością. Tylko czy starają się być nią do końca życia...?

Ja: Dlaczego postanowiłaś się odchudzać?
Anna: Ech, nie lubię gdy ktoś tak na pierwszy ogień przechodzi jakby do sedna. Istnieje wiele innych powodów anoreksji, o których niestety ludzie zapominają...
J: A co takiego pomijamy?
A: To, że anoreksja nie musi (pomimo, że w większości przypadków tak jest) zaczynać się od odchudzania. Zacznę od początku. To działo się mniej-więcej dwa lata temu o tej porze. Rozpoczynał się post. (święta wielkanocne). W mojej katolickiej rodzinie jest zwyczaj ustanawiania sobie jakiś postanowień na ten okres czasu. Na przykład mama przestaje piec ciasta i kupować inne tego typu rarytasy. Ja również postanowiłam tego na ten czas nie jeść. Potrafiłam co drugi dzień zjadać z kilogram smażonych frytek. Nie byłam nigdy zbyt gruba, ale pomyślałam, że "przy okazji" takiej 40-dniowej diety (z racji postu) może coś schudnę, bo czułam, że to był właśnie taki moment, kiedy zaczynałam tyć w niektórych miejscach. Przestałam jeść to co uznałam za "smakołyki" . Wkrótce moja dieta przyjęła inną formę. Nie było to zwykłe wyrzeczenie się pod kątem religii. Zaczęłam interesować się wszystkim co związane z jedzeniem. Trafiłam też na blogi odchudzających się dziewczyn. No i tak wpadłam...
J: Kiedy przyszedł moment, gdy zaczęły się głodówki, katowanie się ćwiczeniami? A może ich tak na prawdę walce nie było?
A: Trafiłam w Internecie na grupę (blogi, fora) dziewczyn, od których dowiedziałam się wiele "cennych" rzeczy. Na początku wręcz przeraziłam się widząc zdjęcia, które tam wklejały - dziewczyny na nich zamieszczone były wychudzone, miały sine ciała z wystającymi żyłami. To był bodziec, który dał mi do zrozumienia, że tak naprawdę jestem gruba i powinnam się tego przy nich wstydzić. Wiem od nich, że jadły bardzo mało, a bardzo dużo ćwiczyły. Zaczęłam robić to samo. Coraz bardziej i bardziej. Na początku z przymusu samej siebie, później ze strachu już nie potrafiłam inaczej.
J: Szybko zauważałaś efekty?
A: Szczerze powiedziawszy bardziej zauważyli to inni ludzie, niż ja sama. Dla samej siebie byłam cały czas taka sama, później zaczęłam uważać, że coraz grubsza, pomimo tego, że tak naprawdę ważyłam coraz mniej.
J: Rodzice zaczęli widzieć, że stosujesz dietę, ćwiczysz?
A: Widzieli, że moje odżywianie się zmieniło, ale miałam na to wytłumaczenie - był przecież post i każdy go w jakiś sposób dochowywał. Później zaczęłam bardziej kłamać. Na moje nieszczęście szło mi to nieźle... Co do ćwiczeń to wykonywałam je w swoim pokoju potajemnie, czasami nawet w nocy i nie widzieli tego. 
J: Miałaś w głowie wymarzoną wagę czy jednak odchudzałaaś się bez umiaru?
A: Miałam. Na początku było to 45kg, "by wyrównać liczbę" , później jednak stwierdziłam, że mogę schudnąć więcej. Do 43kg, do 40kg... im mniej ważyłam, tym więcej chciałam i tym bardziej rosła moja niechęć do swojego ciała.
J: Post się w końcu skończył, a ty nadal odmawiałaś sobie wszystkiego...
A: Tak. Post właściwie był jedynie bodźcem do rozpoczęcia przygody z tym wszystkim. Nie zamierzałam odmawiać sobie tylu rzeczy. Miały to być tylko słodycze, fast-foody. Przecież wyszłoby mi to tylko na zdrowie. I tak też sobie to tłumaczyłam.
J: Nikt, ani nawet ty nie zauważyliście, że to poważny problem?
A: Dopóki nie pojawiły się kłopoty ze zdrowiem fizycznym, nie uważałam tego za problem. Inni, owszem, zauważyli ale na pierwszy plan znowu weszły moje kłamstwa. Rodzice mi ufali, nie nalegali...
J: Jakie problemy zaczęły ci towarzyszyć?  
A: Po pierwsze byłam wiecznie zmęczona, słaba. Bywały takie dni, kiedy nie mogłam podnieść się z łóżka. Przestałam nawet ćwiczyć, bo nie miałam po prostu siły. Chodzenie też stało się problemem. Przez cały czas towarzyszyły mi mroczki przed oczami i zawroty głowy do tego stopnia, że po wstaniu z krzesła musiałam przez jakiś czas stać w miejscu zanim będę w stanie zrobić krok. Miesiączka zanikła i nie ma jej do tej pory, biorę od ponad roku hormony. W czasie kiedy się głodowałam miałam ataki mocnych bólów serca, problem z oddychaniem.
J: Co postanowiłaś z tym zrobić?
A: Nic. W czasie kiedy pojawiły się te kłopoty, tak czy inaczej chciałam się zabić, wycieńczyć. Byłam na dobrej drodze do tego by umrzeć, chciałam tego.
J: Dlaczego?
A: Od początku całej tej przygody czułam, że jestem beznadziejną osobą i mój żywot nie ma sensu. Czułam się też samotna, zupełnie nikomu niepotrzebna. 
J: Nie miałaś w nikim oparcia?
A: Nie, nadal nie mam.
J: Próbowałaś popełnić samobójstwo czy jednak czekałaś, aż umrzesz z wykończenia?
A: Nie byłam na tyle odważna, by zrobić to na raz.
J: Okaleczałaś się?
A: Akurat nie, okaleczanie się jest... przereklamowane. Robiłam za to inne, dziwne rzeczy, np celowo spałam na podłodze bez kołdry, po to żeby czuć niewygodę, chłód.To było też dla mnie sposobem na ukaranie się...
J: Za to, że wzięłaś coś do ust i tym samym mogłaś przytyć?
A: Nie tylko. Ogólnie czułam do siebie nienawiść- za wszystko.
J: Tylko do siebie?
A: A do kogo innego? Wtedy byłam dla siebie ważna tylko ja. Nawet nie zauważałam niczego wokół. Były tylko moje problemy.
J: Kiedy postawiono diagnozę "anoreksja"?
A: Kiedy poszłam do lekarza w sprawie kołatań serca. Badania nie były zbyt fajne.
J: Co zalecił doktor?
A: Skierował mnie do innego specjalisty, ale myślę, że nie jest to już aż tak ważne. Każda anorektyczka przechodzi w tej kwestii podobną drogę
J: Jak wtedy wyglądałaś, ile ważyłaś...?
A:  Podobno strasznie. Ważyłam jakieś 37kg przy ok 167cm
J: Nie widziałaś tego? Bladej cery, pozapadanych policzków, wystających kości..
A: Jak już mówiłam, prędzej zobaczyli to inni niż ja sama. Ktoś mi powiedział "jesteś taka blada... chora, czy jak?" , "masz siną skórę..." , "przypominasz trupa" , moja siostra nazwała moją cerę 'w odcieniach ziemi. ' . Na zapadnięte policzki brat pierwszy zwrócił uwagę, ale coś mi się wydaje, że on dopiero wtedy zauważył, że w ogóle schudłam. A kości? Jakie kości? Nie dostrzegałam ich, inni też nie mieli okazji na nie patrzeć pod moimi workowymi ciuchami.
J: Zaczęłaś się leczyć? 
A: Nie chciałam leczenia, ani też nie byłam do niego zmuszona
J: Nadal nic się nie zmieiło z twoim postępowaniem>
A: Zmieniło się, inaczej naprawdę umarłabym-tak jak chciałam
J: Kto, a może co spowodowało tą zmianę?
A: To, co na początku - religia
J: Czułaś, że w Bogu masz oparcie, że tylko On Cię rozumie i w pewnym sensie potrzebuje Ciebie tutaj - na ziemi?
A: Pochodzę z rodziny, gdzie na te sprawy kładzie się duży nacisk. Nie tyle rodzice (chociaż też), co sama babcia wiele mnie nauczyła. Jestem jej wdzięczna za to. Nie wiem jak to wytłumaczyć. Po prostu zrozumiałam, że to co robię to tchórzostwo i to, co przeżyłam było dla mnie tylko próbą, nie chciałam jej przegrać, to była dla mnie największa motywacja. Próba wiary bardzo się tutaj przydała.
J: Uważasz, że jesteś już zdrowa?
A: Przez Internet utrzymywałam kontakt z pewną bulimiczką, która też mi pomogła. Stopniowo, stopniowo... wychodziłam na prostą. Boję się powiedzieć, że teraz jest wszystko w porządku. Czasami jeszcze powracam do starych przyzwyczajeń.
J: Myślisz, że już do końca życia pozostaniesz anorektyczką, mimo tego, że nie będziesz powracać do katowania się ćwiczeniami, odchudzaniem?
A: Sądzę, że tok myślenia w pewnym stopniu pozostanie.
J: Boisz się co będzie potem, kiedyś?
A: Póki co sądzę, że będzie tylko lepiej.
J: Ile lat trwała ta walka?
A: Dwa lata.
J: Masz obecnie jakieś marzenia, plany?
A: Obecnie tak. Za czasu większego związania z chorobą nie było o tym mowy. Co ciekawe, miała ona wpływ moje marzenia... Dlaczego? Zaczęłam interesować się wszystkim tym, co dotyczy człowieka - jego psychiki, jego ciała. Spodobał mi się kierunek medycyny. Mam nadzieję realizować w przyszłości swoje plany i pomagać innym. Jeżeli nie będzie to psychiatria, to np kardiologia. Medycyna daje wiele możliwości, a ja w każdym razie -chcę pomagać

Te trzy rozmowy przede wszystkim uświadomiły mi, że życie to jedna wielka pokrywa lodu, która wciąż pęka powodując kolejną przeszkodę w naszym życiu. Jedni wpadają do wody, inni utrzymują się na powierzani mimo wszystko.
One nie są szczęśliwe. One płaczą nocami. One cierpią po cichu. One nie pokazują słabości. One katują siebie za błędy innych. One tęsknią. One czekają. One spoglądają smutno. One były. One są. One będą.
Trzy dziewczyny, trzy historie, jeden problem. Choroba, która do ostatniego oddechu będzie im towarzyszyła i cichutko siedziała z tyłu głowy. I choć będą ją zagłuszały, tak same wspomniały - ona zawsze będzie. Bo jest sprytniejsza. Ale czy to oznacza, że walka od razu jest skazana na krwawą porażkę? Nie. Problemy budują człowieka, jego charakter, pogląd na świat. Pozbywają się wyidealizowanych postaci z naszej głowy. Być może powodują łzy, bezsilność, okropny i uporczywy ból... Ale pamiętajmy, że to one pozwalają nam dalej żyć. Istnieć lepiej, godniej, szczęśliwiej. Być może delikatnie pesymistycznie i z dużym dystansem. 
Najlepiej unikać problemu, ale kiedy już stanie na szaje drodze powiedzmy sobie i cicho szepnijmy... "człowieka można zniszczyć, ale nie można pokonać".




  

2 komentarze:

  1. Mocne, gdy zaczynałam się odchudzać myślałam o konsekwencjach głodówek, po wywiadach z anorektyczkami sądziłam, że też dam sobie radę, że chcę spaść z wagi "tylko" tyle. Zrezygnowałam z powodu słabej woli, i teraz dziękuję, że ją mam.

    OdpowiedzUsuń

Blogger Template by Clairvo